środa, 8 maja 2013

Epilog

*Robert*

Nasze życie nie zawsze jest usłane różami. Nie zawsze doznajemy szczęścia, radości i miłości. Jednak nie warto się poddawać, bo wcześniej, czy później w naszym życiu znajdzie się ktoś kto będzie dla Ciebie wsparciem, miłością, a jednocześnie uzupełnieniem wszystkich barków naszych wartości, zaakceptuje takimi jakimi jesteśmy. Dla mnie kimś takim była Ania. Niepozorna, drobna, o przecudownym uśmiechu. Znosiła mój charakter, dawała radę z każdą wadą, dla niej przekładało się to na drobne defekty, które były bez znaczenia. Ja odbierałem ją tak samo. Kiedy kogoś kochamy nie widzimy jego wad, braków...dostrzegamy tylko same piękno płynące z jego duszy, to właśnie nazywamy miłością.

Dwa lata po śmierci Ani poznałem Alice. Od kilkunastu lat mieszkała w Machesterze, ale pochodziła z Portugalii. Początkowo byliśmy tylko znajomymi, ale z czasem przerodziło się to w przyjaźń. Ann i Oskar bardzo ją polubili. Mogę stwierdzić, że to właśnie Alice chociaż częściowo wypełniała im pustkę po Ani.
Przyjaźniliśmy się ponad 3 lata, dopiero po tak długim czasie zrozumieliśmy co tak naprawdę co siebie czujemy. Kochałem ją, a ona odwzajemniała moje uczucie. Kilka miesięcy później zaręczyliśmy się, a niespełna rok później stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Alice urodziła mi dwie prześliczne córeczki-bliźniaczki. Dzisiaj mają już 7 lat i obie uwielbiają piłkę nożną.
Zapewne ciekawi Was co u Oskara i Ann. Ten pierwszy ma świetną dziewczynę-Elisabeth. Od kilku miesięcy mieszkają razem, ale założenia rodziny w planach nadal nie mają. Może to ze względu na pracę. Oskar został piłkarzem i również gra w MU, a Elisabeth jest siatkarką.
A Ann? Ann zaczęła studia i wyprowadziła się do Warszawy. Uznała, że nigdzie nie będzie jej lepiej niż tam. Bardzo lubi się z moją mamą i mieszka z nią. Jak na razie uważa, że życie singla jej służy i nie ma zamiaru nic w nim zmieniać.

Mimo tego, że każdemu z nas życie nie sprawia przykrych niespodzianek i jesteśmy szczęśliwi nadal pamiętamy o Ani. W życiu każdego z nas jej osoba zawsze będzie odrywać ogromną rolę, mimo tego, że jej ciała z nami nie ma, to wierzymy, że jej dusza zawsze nad nami czuwa.


*Ania*
Spełniły się moje ostatnie prośby. Robert ułożył sobie życie na nowo. Ma żonę, rodzinę. Oskar z Ann również dobrze sobie radzą. Będę czuwać przy nich zawsze, bez względu na wszystko. Jestem ich własnym aniołem stróżem....


___________________________________________________________
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ wam wszystkim.
Dziękuję za czytanie, komentowanie...daliście mi tym na prawdę dużo energii
i wiary w lepsze jutro. Każdy kto wchodził tutaj i zostawiał po sobie ślad
jest dla mnie w pewien sposób ważny i każdemu z tych osób bardzo dziękuję.
Jednak jest kilka osób, które szczególnie mnie wspierały:
-Iza Tarnoś
-WildChild09
-lokaaa
-LEWiciA
-zanetka348
-love <3 love <3 love <3
-Pyska
-all
-lolaaa
-Isabell Błaszczykowska.
Znając życie i moją głowę zapomniałam o kimś i z góry za to przepraszam.
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za ten czas.
Zapraszam Was też na moje inne blogi:
http://bvb-ada-story.blogspot.com/
http://pilkarski-swiatt.blogspot.com/
Mam nadzieję, że tam też Was spotkam :)

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 16

*Ania*
Policja znalazła Ann nad ranem. Siedziała w jakimś parku. Strasznie cieszyłam się, że nic jej nie jest, ale z drugiej strony miałam ochotę na nią nakrzyczeć. Kiedy tylko funkcjonariusze weszli z nią do domu całą trójką "rzuciliśmy się" na nią. Postanowiłam darować sobie umoralniającą gadkę, tylko porozmawiać z nią nie jak matka z córką, ale jak z przyjaciółką. Ann przepraszała nas i strasznie płakała. Siedziała w swoim pokoju i nie chciała do nas zejść. Po kilku godzinach przekonywań udało mi się ją namówić do rozmowy.
Jak dowiedziałam się dlaczego uciekłam zamarłam. Jak ona mogła sobie w ogóle o czymś takim pomyśleć?
Powiedziała, że uciekła, bo usłyszała, że spodziewamy się dziecka i stwierdziła, że wtedy ją oddamy. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć o co o tym myśleć. Uspokoiłam ją tylko i poszłam porozmawiać z Robertem. Oboje uznaliśmy, że powinniśmy spędzać z dziećmi więcej czasu i tak też uczyniliśmy.

7 miesięcy później

*Robert*
Na treningu przyszedł do mnie Klopp i kazał jechać do szpitala, bo Ania rodzi. Jak najszybciej umiałem pobiegłem do samochodu i byłem w drodze. Nie zważałem na ograniczenia prędkości i światła. Po niespełna 20 minutach byłem już na miejscu. Wbiegłem do środka i udałem się na porodówkę. Pielęgniarka kazała mi czekać. Nie rozumiałem jej spokoju. Moja żona rodzi, a ona karze mi usiąść. Dopiero po 10 minutach, które dla mnie trwały wieczność podeszła do mnie i zaprowadziła pod salę, w której była Ania. Nie chciano wpuścić mnie do środka, więc musiałem siedzieć na tym głupim korytarzu. Szlak mnie trafiał.
Po godzinie z sali wybiegła pielęgniarka i za moment wracała do niej z dwoma lekarzami. Wszyscy biegli, chciałem zapytać o co chodzi, ale nawet nie zdążyłem się odezwać. Kolejne dwie godziny spędziłem nieświadomy tego co dzieje się za drzwiami. Nagle wyszedł lekarz, a ja momentalnie podniosłem się z miejsca. On jednak nie odzywał się.
-Mogę ich zobaczyć?-zapytałem z nadzieją.
-Przykro mi.-odparł, widziałem w jego oczach złość.
-Ale czemu?-zapytałem zdezorientowany
-Pańska żona. Ani ona, ani dziecko. Nie udało się ich uratować. Na prawdę robiliśmy wszystko co w naszej mocy.
-Wszystko?!-krzyknąłem potrząsając nim, odepchnąłem go i wbiegłem do środka. Leżała na łóżku, nie ruszała się. Uklęknąłem i wtuliłem się w jej ciało. Było takie zimnie, nie oddychała. Lekarze siłą wyprowadzili mnie z pomieszczenia. Nie miałem na nic siły, bezradnie zsunąłem się po ścianie i ukryłem twarz w dłoniach.


Tydzień później
Ten dzień był najgorszym w moim życiu. Ostatni raz mogłem widzieć jej twarz. Ostatni raz mogłem jej dotknąć. W cmentarnej kaplicy były dwie trumny. Mała i duża. W jednej ona. Ta, która nadała mojemu życiu sens, ta która nauczyła mnie kochać. A w drugiej, nasze dziecko. Nasza córeczka. Wiedziałem, że Ania chciała, aby dać jej na imię Natalia, więc tak też zrobiłem. Od rana spędzałem czas w kaplicy. Na przemian płakałem i z uśmiechem wspominałem wspólnie spędzone chwile. Nie wierzyłem, że już nigdy nie usłyszę z jej ust "Kocham Cię".

Na pogrzebie było bardzo dużo ludzi. Rodzina, przyjaciele, znajomi, a także Ci, których moja żona nie znała, ale chcieli jej towarzyszyć w tej drodze. Oskar i Ann bardzo przeżyli nie tylko jej śmierć, ale też Natalki. Ja starałem się nie okazywać jak bardzo jest mi ciężko, jednak momentami nie umiałem ukrywać łez żalu i tęsknoty. Ksiądz bardzo pięknie pożegnał je obie.
"Jak anioły, zawsze będą z wami. Będą wspierać i chronić tych, u których pamięć o nich nigdy nie zaginie".

____________________________________________________________
Już jutro pojawi się epilog. Ciężko jest mi kończyć, ale muszę. :)
Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy komentują i czytają. Jesteście wielcy <3

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 15

Ania
-Pani Aniu jest pani w ciąży. Gratulacje.-powiedział uśmiechnięty lekarz.
-Słucham?-zapytałam nie ukrywając zdziwienia.-Coś pan źle zrobił, bo ja nie mogę mieć dzieci. To niemożliwe.-mówiłam patrząc na lekarza jak na kogoś z kosmosu.
-Na zdjęciu USG wyraźnie widać dziecko. Proszę niech pani zobaczy-w tym momencie przysunął do mnie wynik-Tu główka, rączki i nóżki. Widzi pani?-zapytał zabierając papier. Nic nie odpowiedziałam.-Słyszy mnie pani?-zapytał głośniej
-Tak, tak. Tylko, nie mogę w to uwierzyć. Kilka tygodni przed ślubem powiedziano mi, że jestem bezpłodna, a teraz pan...
-Rozumiem panią. Jednak czasem zdarzają się przypadki i pani ciąża właśnie takim jest. Nie jest to najwcześniejsze stadium, bo już 2 miesiąc. Dlatego też proszę podjąć decyzję o lekarzu prowadzącym.
-Jeśli pan by mógł to byłoby mi bardzo miło.-powiedziałam wymuszając uśmiech.
-Oczywiście. Chciałbym, aby co najmniej 2 razy w miesiącu przychodziła pani na wizytę kontrolną. Ciąża jak na razie rozwija się prawidłowo, ale w pani przypadku w każdej chwili stan może się pogorszyć, jednak proszę się tym nie stresować, bo to tylko zaszkodzi dziecku.
-Dobrze.-odpowiedziałam tylko.
-W takim razie to wszystko i zapraszam za 2 tygodnie.-powiedział wstając i podając mi dłoń.
-Tak. Dziękuję. Do widzenia.-wyszłam z jego gabinetu i usiadłam na krześle w poczekalni oglądając zdjęcie USG. Nie mogłam w to uwierzyć. Dopiero po ponad godzinie wstałam i udałam się do samochodu. Całą drogę myślałam o tym jak powiedzieć to Robertowi. Nie obawiałam się, że się nie ucieszy, bo zawsze marzył o dużej rodzinie, ale przecież przed ślubem powiedziałam mu, że ja mu tych dzieci nie urodzę.
Kiedy przyjechałam do domu cała trójka grała w piłkę na ogrodzie. Przywitałam się z nimi, a potem zjedliśmy wspólnie obiad. Dzieciaki siedziały w swoich pokojach, a Rober oglądał jakiś mecz. Ja natomiast ciągle myślałam o tym jak powiedzieć mojemu mężowi o ciąży. Niby co w tym trudnego, skoro wiem, że chce tego dziecka, ale coś w środku mnie odwodziło od rozmowy z nim.

Robert
Oglądałem powtórkę meczu Arsenalu. Ania od dłuższego czasu siedziała w kuchni, więc wstałem i poszedłem do niej. Stała wpatrzona w okno i wyraźnie widać było, że coś ją gnębiło.
-Stało się coś?-zapytałem przytulając ją od tyłu.
-Nie. Dlaczego miałoby się coś stać?-zapytała, a ja już widziałem, że nie chodzi o jakąś błahostkę. Zdradził ją ton jej głosu.
-No, bo stoisz tu tak sama i rozmyślasz. Widać, że coś cię trapi. Więc słucham.-powiedziałem trochę bardziej stanowczo i odwróciłem ją przodem do siebie.
-Jeju. Robert. Nie mogę już czasem w spokoju czegoś przemyśleć. Zawsze o wszystko się czepiasz.
-No widzisz, jaki ja zły jestem. To powiesz mi czy nie?-zapytałem z nadzieją
-A dasz mi wtedy spokój?-zapytała mało co nie zabijają mnie wzrokiem.
-Obiecuję, że już o nic nie zapytam.-powiedziałem kładąc dłoń na sercu.
-Jestem w ciąży!-krzyknęła i znowu się odwróciła.
-Ale...ale jak?-zapytałem zdezorientowany jej wypowiedzią.
-Nie wiesz skąd się dzieci biorą?!-krzyknęła na mnie.
-Ania, proszę cie. Tylko wcześniej mówiłaś, że...
-Że nie mogę mieć dzieci. Wiem! Byłam dzisiaj u lekarza i powiedział, że to już 2 miesiąc, ale jak nie chcesz to nie narzucam Ci niczego!-krzyknęła i chciała wyjść z kuchni.
-A czy ja powiedziałem, że nie chcę?-zapytałem patrząc jej w oczy.-Zaskoczyłaś mnie, ale jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Będę ojcem!-krzyknąłem i podniosłem Anię kręcąc się nią w okół.
-Debilu-krzyknęła śmiejąc się, a ja postawiłem ją z powrotem.-Na prawdę się cieszysz?
-Nie na niby. Zobaczysz, że to będzie chłopiec.-powiedziałem, wiedząc, że zaraz zacznie się ze sprzeczać.
-Dziewczynka.
-Nie, bo chłopiec.
-Dziewczynka.
-A ja ci mówię, że chłopiec.
-Ja lepiej wiem co urodzę. Instynkt macierzyński kochanie, to będzie dziewczynka. I będzie śliczna i utalentowana po mamusi.
-A w dodatku skromność po tej ślicznej mamusi odziedziczy.-powiedziałem za co dostałem kopa w tyłek.

Ania
Obudziłam się bardzo szczęśliwa. Nie sądziłam, że moje życie będzie aż tak idealne? Tak zdecydowanie idealne. Wyszłam z łóżka i poszłam do kuchni, gdzie był już Robert, który kończył szykować śniadanie. Przywitałam się z nim i poszłam obudzić dzieci. Najpierw zajrzałam do Oskara, którego obudzenie było ogromnym wyzwaniem. Dopiero po odsłonieniu rolet i zabraniu mu kołdry zawsze wstawała z ogromną niechęcią. Kiedy weszłam do pokoju Ann zobaczyłam, że jej tam nie ma. W łazience też jej nie było. Oskar również nigdzie jej nie widział, a Robert tym bardziej. Przeszukaliśmy każdy zakamarek domu i ogrodu. Nigdzie ani śladu Ann. Zaczęliśmy się poważnie martwić, bo to przecież małe dziecko, a w dodatku nie zna dobrze angielskiego. Nie pozostało nam nic innego jak zgłoszenie zaginięcia na policję.

___________________________________________________________________
Dopiero co zaczęło się układać, a znowu mieszam. Wiem, wiem, ale nie jakoś tak lepiej
mi się pisze jak jest więcej problemów.
Od  razu mówię, że nowy rozdział pojawi się w poniedziałek, bo jutro czeka mnie długi
romans z geografią, żeby mieć na koniec roku 5.
Życzę udanej niedzieli i poniedziałku. :)

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 14

Robert
Po sezonie reprezentacyjnym przyszedł czas na wakacje. Mieliśmy aż trzy tygodnie wolnego. Postanowiliśmy najpierw załatwić wszystko co związane z przeprowadzką. Spędziliśmy cały dzień na wyborze odpowiedniego domu i w końcu się zdecydowaliśmy. Następnego dnia przewieziono nasze rzeczy i rozpoczęliśmy urządzanie i rozpakowywanie. Było trochę roboty, ale we czwórkę szybko nam się udało to zrobić. Dwa dni później wyjeżdżaliśmy na upragnione wakacje.

Ania
Zawsze chciałam zwiedzić Albanię. Ten kraj miał w sobie coś co niesamowicie przyciągało. Lecieliśmy kilka godzin samolotem, a później ponad godzinę jechaliśmy taksówką do hotelu. Mieliśmy zarezerwowane dwa pokoje dwuosobowe. Przez równy tydzień wygrzewaliśmy się na słońcu i leniuchowaliśmy, a przez następny zwiedzaliśmy najciekawsze zakątki tego kraju. Mieliśmy masę pamiątkowych zdjęć i śmiesznych filmików. Czas płynął niezmiernie szybko i nawet nie zdążyliśmy się wszystkim nacieszyć, a trzeba było wracać. Tym razem już do Manchesteru. 
Okolica, w której kupiliśmy dom sprawiała wrażenie spokojnej i zadbanej. Nasze nowe miejsce zamieszkania również bardzo się nam podobało. Pierwszej nocy nikt z nas nie mógł zasnąć, więc siedzieliśmy i oglądaliśmy maraton z komediami. 

Pierwszy dzień w nowym miejscu nie był zbyt miły. Pogoda była fatalna. Mimo tego, że było lato strasznie padał deszcz, a słońce nawet na moment nie zaszczyciło nas swoimi promieniami. Z braku zajęcia wzięłam Ann i pojechałyśmy w poszukiwaniu galerii handlowej. Muszę przyznać, że łatwo nie było, ale dzięki uprzejmości wielu przechodniów udało nam się trafić do celu. Rzuciłyśmy się w wir zakupów. Kupiłyśmy wszystko co było nam potrzebne i też to co było zbędne. Po męczącym maratonie po sklepach siedziałyśmy w kawiarni zajadając się lodami. Ann zaczęła być senna, więc zebrałyśmy swoje torby i pojechałyśmy do domu. Trochę pobłądziłam wracając, ale dałam radę. Kiedy dojechałyśmy na miejsce mała spała, więc Robert zaniósł ją na górę i pomógł mi pozbierać torby z zakupami.
-Co wy kupiłyście?-zapytał robiąc wielkie oczy widząc ilość toreb.
-Wszystkie niezbędne rzeczy kochanie.-odpowiedziałam dając mu buziaka w policzek i pobegłam szybko do środka, aby nie zmoknąć. 
Wieczór spędziliśmy na rozmowach i jak zwykle graniu w Fife. Kiedy dzieci już spały Robert stwierdził, że koniecznie trzeba przetestować nasze nowe łóżko, bo jeśli się nie sprawdzi to do jutra można składać reklamację. Już wiadomo było, że tej nocy się nie wyśpię. 

Robert 
Dzisiaj miałem jechać na spotkanie do kluby, aby dopiąć wszystkie formalności. Kiedy już podpisałem resztę niezbędnych dokumentów dyrektor klubu oprowadził mnie po całym Old Trafford. Zdziwiło mnie to, że w szatni była dość spora liczba zawodników klubu. Każdy z nich zapoznał się ze mną. Muszę przyznać, że był to bardzo miły gest z ich strony.Porozmawiałem z nimi kilkanaście minut i każdy z nas wrócił do domów. Po raz pierwszy przekonałem się, że było warto zmienić klub. Trener był bardzo miłym człowiekiem, zresztą jak i reszta osób, które dzisiaj poznałem. Chociaż cholernie tęskniłem za chłopakami to mieliśmy przecież telefony, internet, a poza tym obiecałem wracać do Dortmundu w każdy wolny weekend.

Ania
Od kilku dni bardzo dziwnie się czułam. Wszystko mnie bolało. Postanowiłam udać się do lekarza. Ten zbadał mnie i kazał usiąść na krzesełku na przeciw niego.
-Pani Aniu...

_______________________________________________________________
Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale byłam strasznie rozkojarzona meczem
Śląska z Legią, a poza tym zwichnęłam kostkę i nie miałam na nic siły. 
Obiecuję juto dodać kolejny. :)
 
A tu macie nowy dom państwa Lewandowskich:

 Pokój Oskara
 Łazienka 1
 Sypialnia Ani i Roberta
 Łazienka 2
 Salon z kuchnią
Pokój Ann

środa, 1 maja 2013

Rozdział 13

Robert
Po kłótni z Anią siedziałem w salonie przez całą noc nie zmrużając oka. O 7 rano zrobiłem dla wszystkich śniadanie. Ann z Oskarem zeszli moment po tym jak skończyłem i zaczęliśmy jeść i rozmawiać. Niedługo przyszła już naszykowana Ani, napiła się tylko kawy i wyszła do nikogo się nie odzywając. Ann poszła na górę, a Oskar od razu zauważył, że coś jest nie ta.
-Pokłóciliście się?-zapytał
-Trochę, ale to nic takiego.
-Nie chcę się mieszać, ale jakby to było nic takiego to Ania nie byłaby aż tak wkurzona. O co poszło?
-Po porostu mamy odmienne zdanie w pewnej sprawie.-powiedziałem i zacząłem sprzątać po posiłku.
-A tą sprawą jest?-zapytał nadal nie ruszając się z miejsca.
-Powinieneś się zbierać, bo nie zdążysz do szkoły. Jest już za piętnaście, czekam w samochodzie.-powiedziałem i wyszedłem chcąc uniknąć tej rozmowy. Po chwili dołączyli do mnie Oskar z Ann i porozwoziłem ich do szkoły i przedszkola, a sam udałem się na trening.

Ania
Rano od razu pojechałam do pracy. Nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać z Robertem. Jednak jak się okazało musiałam jechać dzisiaj na Idunę na trening chłopaków. Felipe się rozchorował i musiałam za niego iść przeprowadzić krótkie wywiady z piłkarzami o zbliżającym się finale LM. Borussia walczyła o puchar z Barceloną. Chcąc, nie chcąc wsiadłam do samochodu i udałam się na stadion. Chłopaki trenowali, więc najpierw zadałam kilka pytań Kloppowi. Kiedy piłkarze mieli przerwę pytałam o nastroje, przygotowanie, taktykę itp. Rozmawiałam z każdym nawet z Robertem, ale nie zamieniłam z nim słowa o naszym życiu. Nasza rozmowa dotyczyła tylko piłki nożnej. Gdy skończyłam pożegnałam się z chłopakami i pojechałam do redakcji zawieść materiały. O 15 pojechałam po Ann do przedszkola i poszłyśmy na małe zakupy. Po powrocie do domu Ann poszła się bawić, a ja wzięłam się przygotowywanie naszej obiado-kolacji. Przeszkodził mi w tym Oskar.
-Hej. Możemy pogadać?-zapytał siadając na krześle.
-No jasne. Stało się coś?-odłożyłam miskę i odwróciłam się w jego stronę opierając się o blat.
-Wiem, że nie powinienem się mieszać, bo to wasze sprawy, ale się martwię. O co się pokłóciliście?
-Kto?-zapytałam udając głupią.
-No ty i Robert.
-O nic przecież. Wszystko jest w porządku.
-Taa. Przecież w ogóle się do siebie nie odzywacie. Pytałem Roberta, ale nic mi nie chciał powiedzieć, myślałem, że chociaż Ty traktujesz mnie poważnie.
-Oskar siadaj.-powiedziałam widząc, że wstaje z krzesła-No czasem każdy się przecież kłóci.
-Ale to przechodzi. A Wy od wczoraj wieczora nie zamieniliście ze sobą słowa, a w dodatku Robert spał w salonie.
-Robert chce się przeprowadzić do Manchesteru. Dostał korzystną ofertę.
-I o to się pokłóciliście?-zapytał ze zdziwieniem.-Przecież to świetna wiadomość.-powiedział uradowany i pobiegł na górę.

Robert
Do pokoju wbiegł Oskar i zaczął mi gratulować. Sam nie wiedziałem czego.
-Spokojnie. O co Ci chodzi?-zapytałem
-No jak to o co? Będziesz grał w MU!
-Skąd wiesz?-zapytałem siadając na łóżku.
-Od Ani. Nie mogę uwierzyć, że się o to pokłóciliście. Przecież to powód do radości.
-Ania nie chcę przeprowadzki.
-Dlaczego? No ma tu pracę, ale tam też na pewno znajdzie.
-Chodzi jej też o Was. Boi się, że nie zaklimatyzujecie się tam, bo dopiero co...-nie dane mi było dokończyć.
-Pogadam z nią.-krzyknął i już go nie było.

Ania
W czasie kolacji panowała niezręczna cisza. Nikt jej nie przerywał przez dość długo, dopiero po kilkunastu minutach odezwała się Ann.
-Ania..bo wiesz co. Oskar mi powiedział, że Robert może grać w nowym klubie, a ty nie chcesz. Weź się zgódź. Mieszkalibyśmy w Anglii.
Wszyscy patrzyli na mnie z oczekującą miną. Wiedziałam, że to zaplanowali, ale nie umiał im odmówić.
-No dobra. Zgadzam się...-powiedziałam uśmiechając się.
-Huraa!!-krzyknęła mała, a Oskar śmiał się jak głupi do sera. Oboje podziękowali i poszli do góry. Zostałam sama z Robertem.
-Przepraszam.-powiedział przytulając mnie od tyłu i całując w policzek.
-To ja powinnam Cię przeprosić. Zachowałam się strasznie. Mogłam najpierw porozmawiać z Tobą i dziećmi. Nie gniewasz się prawda?-zrobiłam minę kota ze Shreka.
-Nie, ale i tak zasługuję na buziaka.-namiętnie go pocałowałam.
Resztę wieczoru spędziliśmy na graniu w Fifę.

Dwa dni później
Borussia rozgrywała najważniejszy mecz na Wembley. Ja, Oskar, Ann i pełno innych partnerek i dzieci piłkarzy kibicowaliśmy żółto-czarnym. Po pierwszej połowie był bezbrakowy remis. Jednak w po 50 minucie meczu gola zdobył Robert, a zaraz po nim Mario. W 75 minucie piłę do siatki po raz drugi skierował mój mąż. W doliczonym czasie Messi zdobył honorowego gola dla Barcy. Jednak to my triumfowaliśmy. Wygraliśmy Ligę Mistrzów. Całą noc trwało świętowanie.

__________________________________________________________________
Jeju. Wczorajszy mecz przyprawił mnie chyba o co najmniej 10 zawałów serca.
Roman był jak dla mnie bohaterem tego meczu. Gdyby nie on to Real by triumfował.
Teraz pozostaje czekać tylko na przeciwnika i Wembley <3
Jutro nowy rozdział jeśli bedzie co najmniej 7 komentarzy :)