środa, 8 maja 2013

Epilog

*Robert*

Nasze życie nie zawsze jest usłane różami. Nie zawsze doznajemy szczęścia, radości i miłości. Jednak nie warto się poddawać, bo wcześniej, czy później w naszym życiu znajdzie się ktoś kto będzie dla Ciebie wsparciem, miłością, a jednocześnie uzupełnieniem wszystkich barków naszych wartości, zaakceptuje takimi jakimi jesteśmy. Dla mnie kimś takim była Ania. Niepozorna, drobna, o przecudownym uśmiechu. Znosiła mój charakter, dawała radę z każdą wadą, dla niej przekładało się to na drobne defekty, które były bez znaczenia. Ja odbierałem ją tak samo. Kiedy kogoś kochamy nie widzimy jego wad, braków...dostrzegamy tylko same piękno płynące z jego duszy, to właśnie nazywamy miłością.

Dwa lata po śmierci Ani poznałem Alice. Od kilkunastu lat mieszkała w Machesterze, ale pochodziła z Portugalii. Początkowo byliśmy tylko znajomymi, ale z czasem przerodziło się to w przyjaźń. Ann i Oskar bardzo ją polubili. Mogę stwierdzić, że to właśnie Alice chociaż częściowo wypełniała im pustkę po Ani.
Przyjaźniliśmy się ponad 3 lata, dopiero po tak długim czasie zrozumieliśmy co tak naprawdę co siebie czujemy. Kochałem ją, a ona odwzajemniała moje uczucie. Kilka miesięcy później zaręczyliśmy się, a niespełna rok później stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Alice urodziła mi dwie prześliczne córeczki-bliźniaczki. Dzisiaj mają już 7 lat i obie uwielbiają piłkę nożną.
Zapewne ciekawi Was co u Oskara i Ann. Ten pierwszy ma świetną dziewczynę-Elisabeth. Od kilku miesięcy mieszkają razem, ale założenia rodziny w planach nadal nie mają. Może to ze względu na pracę. Oskar został piłkarzem i również gra w MU, a Elisabeth jest siatkarką.
A Ann? Ann zaczęła studia i wyprowadziła się do Warszawy. Uznała, że nigdzie nie będzie jej lepiej niż tam. Bardzo lubi się z moją mamą i mieszka z nią. Jak na razie uważa, że życie singla jej służy i nie ma zamiaru nic w nim zmieniać.

Mimo tego, że każdemu z nas życie nie sprawia przykrych niespodzianek i jesteśmy szczęśliwi nadal pamiętamy o Ani. W życiu każdego z nas jej osoba zawsze będzie odrywać ogromną rolę, mimo tego, że jej ciała z nami nie ma, to wierzymy, że jej dusza zawsze nad nami czuwa.


*Ania*
Spełniły się moje ostatnie prośby. Robert ułożył sobie życie na nowo. Ma żonę, rodzinę. Oskar z Ann również dobrze sobie radzą. Będę czuwać przy nich zawsze, bez względu na wszystko. Jestem ich własnym aniołem stróżem....


___________________________________________________________
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ wam wszystkim.
Dziękuję za czytanie, komentowanie...daliście mi tym na prawdę dużo energii
i wiary w lepsze jutro. Każdy kto wchodził tutaj i zostawiał po sobie ślad
jest dla mnie w pewien sposób ważny i każdemu z tych osób bardzo dziękuję.
Jednak jest kilka osób, które szczególnie mnie wspierały:
-Iza Tarnoś
-WildChild09
-lokaaa
-LEWiciA
-zanetka348
-love <3 love <3 love <3
-Pyska
-all
-lolaaa
-Isabell Błaszczykowska.
Znając życie i moją głowę zapomniałam o kimś i z góry za to przepraszam.
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za ten czas.
Zapraszam Was też na moje inne blogi:
http://bvb-ada-story.blogspot.com/
http://pilkarski-swiatt.blogspot.com/
Mam nadzieję, że tam też Was spotkam :)

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 16

*Ania*
Policja znalazła Ann nad ranem. Siedziała w jakimś parku. Strasznie cieszyłam się, że nic jej nie jest, ale z drugiej strony miałam ochotę na nią nakrzyczeć. Kiedy tylko funkcjonariusze weszli z nią do domu całą trójką "rzuciliśmy się" na nią. Postanowiłam darować sobie umoralniającą gadkę, tylko porozmawiać z nią nie jak matka z córką, ale jak z przyjaciółką. Ann przepraszała nas i strasznie płakała. Siedziała w swoim pokoju i nie chciała do nas zejść. Po kilku godzinach przekonywań udało mi się ją namówić do rozmowy.
Jak dowiedziałam się dlaczego uciekłam zamarłam. Jak ona mogła sobie w ogóle o czymś takim pomyśleć?
Powiedziała, że uciekła, bo usłyszała, że spodziewamy się dziecka i stwierdziła, że wtedy ją oddamy. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć o co o tym myśleć. Uspokoiłam ją tylko i poszłam porozmawiać z Robertem. Oboje uznaliśmy, że powinniśmy spędzać z dziećmi więcej czasu i tak też uczyniliśmy.

7 miesięcy później

*Robert*
Na treningu przyszedł do mnie Klopp i kazał jechać do szpitala, bo Ania rodzi. Jak najszybciej umiałem pobiegłem do samochodu i byłem w drodze. Nie zważałem na ograniczenia prędkości i światła. Po niespełna 20 minutach byłem już na miejscu. Wbiegłem do środka i udałem się na porodówkę. Pielęgniarka kazała mi czekać. Nie rozumiałem jej spokoju. Moja żona rodzi, a ona karze mi usiąść. Dopiero po 10 minutach, które dla mnie trwały wieczność podeszła do mnie i zaprowadziła pod salę, w której była Ania. Nie chciano wpuścić mnie do środka, więc musiałem siedzieć na tym głupim korytarzu. Szlak mnie trafiał.
Po godzinie z sali wybiegła pielęgniarka i za moment wracała do niej z dwoma lekarzami. Wszyscy biegli, chciałem zapytać o co chodzi, ale nawet nie zdążyłem się odezwać. Kolejne dwie godziny spędziłem nieświadomy tego co dzieje się za drzwiami. Nagle wyszedł lekarz, a ja momentalnie podniosłem się z miejsca. On jednak nie odzywał się.
-Mogę ich zobaczyć?-zapytałem z nadzieją.
-Przykro mi.-odparł, widziałem w jego oczach złość.
-Ale czemu?-zapytałem zdezorientowany
-Pańska żona. Ani ona, ani dziecko. Nie udało się ich uratować. Na prawdę robiliśmy wszystko co w naszej mocy.
-Wszystko?!-krzyknąłem potrząsając nim, odepchnąłem go i wbiegłem do środka. Leżała na łóżku, nie ruszała się. Uklęknąłem i wtuliłem się w jej ciało. Było takie zimnie, nie oddychała. Lekarze siłą wyprowadzili mnie z pomieszczenia. Nie miałem na nic siły, bezradnie zsunąłem się po ścianie i ukryłem twarz w dłoniach.


Tydzień później
Ten dzień był najgorszym w moim życiu. Ostatni raz mogłem widzieć jej twarz. Ostatni raz mogłem jej dotknąć. W cmentarnej kaplicy były dwie trumny. Mała i duża. W jednej ona. Ta, która nadała mojemu życiu sens, ta która nauczyła mnie kochać. A w drugiej, nasze dziecko. Nasza córeczka. Wiedziałem, że Ania chciała, aby dać jej na imię Natalia, więc tak też zrobiłem. Od rana spędzałem czas w kaplicy. Na przemian płakałem i z uśmiechem wspominałem wspólnie spędzone chwile. Nie wierzyłem, że już nigdy nie usłyszę z jej ust "Kocham Cię".

Na pogrzebie było bardzo dużo ludzi. Rodzina, przyjaciele, znajomi, a także Ci, których moja żona nie znała, ale chcieli jej towarzyszyć w tej drodze. Oskar i Ann bardzo przeżyli nie tylko jej śmierć, ale też Natalki. Ja starałem się nie okazywać jak bardzo jest mi ciężko, jednak momentami nie umiałem ukrywać łez żalu i tęsknoty. Ksiądz bardzo pięknie pożegnał je obie.
"Jak anioły, zawsze będą z wami. Będą wspierać i chronić tych, u których pamięć o nich nigdy nie zaginie".

____________________________________________________________
Już jutro pojawi się epilog. Ciężko jest mi kończyć, ale muszę. :)
Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy komentują i czytają. Jesteście wielcy <3

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 15

Ania
-Pani Aniu jest pani w ciąży. Gratulacje.-powiedział uśmiechnięty lekarz.
-Słucham?-zapytałam nie ukrywając zdziwienia.-Coś pan źle zrobił, bo ja nie mogę mieć dzieci. To niemożliwe.-mówiłam patrząc na lekarza jak na kogoś z kosmosu.
-Na zdjęciu USG wyraźnie widać dziecko. Proszę niech pani zobaczy-w tym momencie przysunął do mnie wynik-Tu główka, rączki i nóżki. Widzi pani?-zapytał zabierając papier. Nic nie odpowiedziałam.-Słyszy mnie pani?-zapytał głośniej
-Tak, tak. Tylko, nie mogę w to uwierzyć. Kilka tygodni przed ślubem powiedziano mi, że jestem bezpłodna, a teraz pan...
-Rozumiem panią. Jednak czasem zdarzają się przypadki i pani ciąża właśnie takim jest. Nie jest to najwcześniejsze stadium, bo już 2 miesiąc. Dlatego też proszę podjąć decyzję o lekarzu prowadzącym.
-Jeśli pan by mógł to byłoby mi bardzo miło.-powiedziałam wymuszając uśmiech.
-Oczywiście. Chciałbym, aby co najmniej 2 razy w miesiącu przychodziła pani na wizytę kontrolną. Ciąża jak na razie rozwija się prawidłowo, ale w pani przypadku w każdej chwili stan może się pogorszyć, jednak proszę się tym nie stresować, bo to tylko zaszkodzi dziecku.
-Dobrze.-odpowiedziałam tylko.
-W takim razie to wszystko i zapraszam za 2 tygodnie.-powiedział wstając i podając mi dłoń.
-Tak. Dziękuję. Do widzenia.-wyszłam z jego gabinetu i usiadłam na krześle w poczekalni oglądając zdjęcie USG. Nie mogłam w to uwierzyć. Dopiero po ponad godzinie wstałam i udałam się do samochodu. Całą drogę myślałam o tym jak powiedzieć to Robertowi. Nie obawiałam się, że się nie ucieszy, bo zawsze marzył o dużej rodzinie, ale przecież przed ślubem powiedziałam mu, że ja mu tych dzieci nie urodzę.
Kiedy przyjechałam do domu cała trójka grała w piłkę na ogrodzie. Przywitałam się z nimi, a potem zjedliśmy wspólnie obiad. Dzieciaki siedziały w swoich pokojach, a Rober oglądał jakiś mecz. Ja natomiast ciągle myślałam o tym jak powiedzieć mojemu mężowi o ciąży. Niby co w tym trudnego, skoro wiem, że chce tego dziecka, ale coś w środku mnie odwodziło od rozmowy z nim.

Robert
Oglądałem powtórkę meczu Arsenalu. Ania od dłuższego czasu siedziała w kuchni, więc wstałem i poszedłem do niej. Stała wpatrzona w okno i wyraźnie widać było, że coś ją gnębiło.
-Stało się coś?-zapytałem przytulając ją od tyłu.
-Nie. Dlaczego miałoby się coś stać?-zapytała, a ja już widziałem, że nie chodzi o jakąś błahostkę. Zdradził ją ton jej głosu.
-No, bo stoisz tu tak sama i rozmyślasz. Widać, że coś cię trapi. Więc słucham.-powiedziałem trochę bardziej stanowczo i odwróciłem ją przodem do siebie.
-Jeju. Robert. Nie mogę już czasem w spokoju czegoś przemyśleć. Zawsze o wszystko się czepiasz.
-No widzisz, jaki ja zły jestem. To powiesz mi czy nie?-zapytałem z nadzieją
-A dasz mi wtedy spokój?-zapytała mało co nie zabijają mnie wzrokiem.
-Obiecuję, że już o nic nie zapytam.-powiedziałem kładąc dłoń na sercu.
-Jestem w ciąży!-krzyknęła i znowu się odwróciła.
-Ale...ale jak?-zapytałem zdezorientowany jej wypowiedzią.
-Nie wiesz skąd się dzieci biorą?!-krzyknęła na mnie.
-Ania, proszę cie. Tylko wcześniej mówiłaś, że...
-Że nie mogę mieć dzieci. Wiem! Byłam dzisiaj u lekarza i powiedział, że to już 2 miesiąc, ale jak nie chcesz to nie narzucam Ci niczego!-krzyknęła i chciała wyjść z kuchni.
-A czy ja powiedziałem, że nie chcę?-zapytałem patrząc jej w oczy.-Zaskoczyłaś mnie, ale jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Będę ojcem!-krzyknąłem i podniosłem Anię kręcąc się nią w okół.
-Debilu-krzyknęła śmiejąc się, a ja postawiłem ją z powrotem.-Na prawdę się cieszysz?
-Nie na niby. Zobaczysz, że to będzie chłopiec.-powiedziałem, wiedząc, że zaraz zacznie się ze sprzeczać.
-Dziewczynka.
-Nie, bo chłopiec.
-Dziewczynka.
-A ja ci mówię, że chłopiec.
-Ja lepiej wiem co urodzę. Instynkt macierzyński kochanie, to będzie dziewczynka. I będzie śliczna i utalentowana po mamusi.
-A w dodatku skromność po tej ślicznej mamusi odziedziczy.-powiedziałem za co dostałem kopa w tyłek.

Ania
Obudziłam się bardzo szczęśliwa. Nie sądziłam, że moje życie będzie aż tak idealne? Tak zdecydowanie idealne. Wyszłam z łóżka i poszłam do kuchni, gdzie był już Robert, który kończył szykować śniadanie. Przywitałam się z nim i poszłam obudzić dzieci. Najpierw zajrzałam do Oskara, którego obudzenie było ogromnym wyzwaniem. Dopiero po odsłonieniu rolet i zabraniu mu kołdry zawsze wstawała z ogromną niechęcią. Kiedy weszłam do pokoju Ann zobaczyłam, że jej tam nie ma. W łazience też jej nie było. Oskar również nigdzie jej nie widział, a Robert tym bardziej. Przeszukaliśmy każdy zakamarek domu i ogrodu. Nigdzie ani śladu Ann. Zaczęliśmy się poważnie martwić, bo to przecież małe dziecko, a w dodatku nie zna dobrze angielskiego. Nie pozostało nam nic innego jak zgłoszenie zaginięcia na policję.

___________________________________________________________________
Dopiero co zaczęło się układać, a znowu mieszam. Wiem, wiem, ale nie jakoś tak lepiej
mi się pisze jak jest więcej problemów.
Od  razu mówię, że nowy rozdział pojawi się w poniedziałek, bo jutro czeka mnie długi
romans z geografią, żeby mieć na koniec roku 5.
Życzę udanej niedzieli i poniedziałku. :)

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 14

Robert
Po sezonie reprezentacyjnym przyszedł czas na wakacje. Mieliśmy aż trzy tygodnie wolnego. Postanowiliśmy najpierw załatwić wszystko co związane z przeprowadzką. Spędziliśmy cały dzień na wyborze odpowiedniego domu i w końcu się zdecydowaliśmy. Następnego dnia przewieziono nasze rzeczy i rozpoczęliśmy urządzanie i rozpakowywanie. Było trochę roboty, ale we czwórkę szybko nam się udało to zrobić. Dwa dni później wyjeżdżaliśmy na upragnione wakacje.

Ania
Zawsze chciałam zwiedzić Albanię. Ten kraj miał w sobie coś co niesamowicie przyciągało. Lecieliśmy kilka godzin samolotem, a później ponad godzinę jechaliśmy taksówką do hotelu. Mieliśmy zarezerwowane dwa pokoje dwuosobowe. Przez równy tydzień wygrzewaliśmy się na słońcu i leniuchowaliśmy, a przez następny zwiedzaliśmy najciekawsze zakątki tego kraju. Mieliśmy masę pamiątkowych zdjęć i śmiesznych filmików. Czas płynął niezmiernie szybko i nawet nie zdążyliśmy się wszystkim nacieszyć, a trzeba było wracać. Tym razem już do Manchesteru. 
Okolica, w której kupiliśmy dom sprawiała wrażenie spokojnej i zadbanej. Nasze nowe miejsce zamieszkania również bardzo się nam podobało. Pierwszej nocy nikt z nas nie mógł zasnąć, więc siedzieliśmy i oglądaliśmy maraton z komediami. 

Pierwszy dzień w nowym miejscu nie był zbyt miły. Pogoda była fatalna. Mimo tego, że było lato strasznie padał deszcz, a słońce nawet na moment nie zaszczyciło nas swoimi promieniami. Z braku zajęcia wzięłam Ann i pojechałyśmy w poszukiwaniu galerii handlowej. Muszę przyznać, że łatwo nie było, ale dzięki uprzejmości wielu przechodniów udało nam się trafić do celu. Rzuciłyśmy się w wir zakupów. Kupiłyśmy wszystko co było nam potrzebne i też to co było zbędne. Po męczącym maratonie po sklepach siedziałyśmy w kawiarni zajadając się lodami. Ann zaczęła być senna, więc zebrałyśmy swoje torby i pojechałyśmy do domu. Trochę pobłądziłam wracając, ale dałam radę. Kiedy dojechałyśmy na miejsce mała spała, więc Robert zaniósł ją na górę i pomógł mi pozbierać torby z zakupami.
-Co wy kupiłyście?-zapytał robiąc wielkie oczy widząc ilość toreb.
-Wszystkie niezbędne rzeczy kochanie.-odpowiedziałam dając mu buziaka w policzek i pobegłam szybko do środka, aby nie zmoknąć. 
Wieczór spędziliśmy na rozmowach i jak zwykle graniu w Fife. Kiedy dzieci już spały Robert stwierdził, że koniecznie trzeba przetestować nasze nowe łóżko, bo jeśli się nie sprawdzi to do jutra można składać reklamację. Już wiadomo było, że tej nocy się nie wyśpię. 

Robert 
Dzisiaj miałem jechać na spotkanie do kluby, aby dopiąć wszystkie formalności. Kiedy już podpisałem resztę niezbędnych dokumentów dyrektor klubu oprowadził mnie po całym Old Trafford. Zdziwiło mnie to, że w szatni była dość spora liczba zawodników klubu. Każdy z nich zapoznał się ze mną. Muszę przyznać, że był to bardzo miły gest z ich strony.Porozmawiałem z nimi kilkanaście minut i każdy z nas wrócił do domów. Po raz pierwszy przekonałem się, że było warto zmienić klub. Trener był bardzo miłym człowiekiem, zresztą jak i reszta osób, które dzisiaj poznałem. Chociaż cholernie tęskniłem za chłopakami to mieliśmy przecież telefony, internet, a poza tym obiecałem wracać do Dortmundu w każdy wolny weekend.

Ania
Od kilku dni bardzo dziwnie się czułam. Wszystko mnie bolało. Postanowiłam udać się do lekarza. Ten zbadał mnie i kazał usiąść na krzesełku na przeciw niego.
-Pani Aniu...

_______________________________________________________________
Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale byłam strasznie rozkojarzona meczem
Śląska z Legią, a poza tym zwichnęłam kostkę i nie miałam na nic siły. 
Obiecuję juto dodać kolejny. :)
 
A tu macie nowy dom państwa Lewandowskich:

 Pokój Oskara
 Łazienka 1
 Sypialnia Ani i Roberta
 Łazienka 2
 Salon z kuchnią
Pokój Ann

środa, 1 maja 2013

Rozdział 13

Robert
Po kłótni z Anią siedziałem w salonie przez całą noc nie zmrużając oka. O 7 rano zrobiłem dla wszystkich śniadanie. Ann z Oskarem zeszli moment po tym jak skończyłem i zaczęliśmy jeść i rozmawiać. Niedługo przyszła już naszykowana Ani, napiła się tylko kawy i wyszła do nikogo się nie odzywając. Ann poszła na górę, a Oskar od razu zauważył, że coś jest nie ta.
-Pokłóciliście się?-zapytał
-Trochę, ale to nic takiego.
-Nie chcę się mieszać, ale jakby to było nic takiego to Ania nie byłaby aż tak wkurzona. O co poszło?
-Po porostu mamy odmienne zdanie w pewnej sprawie.-powiedziałem i zacząłem sprzątać po posiłku.
-A tą sprawą jest?-zapytał nadal nie ruszając się z miejsca.
-Powinieneś się zbierać, bo nie zdążysz do szkoły. Jest już za piętnaście, czekam w samochodzie.-powiedziałem i wyszedłem chcąc uniknąć tej rozmowy. Po chwili dołączyli do mnie Oskar z Ann i porozwoziłem ich do szkoły i przedszkola, a sam udałem się na trening.

Ania
Rano od razu pojechałam do pracy. Nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać z Robertem. Jednak jak się okazało musiałam jechać dzisiaj na Idunę na trening chłopaków. Felipe się rozchorował i musiałam za niego iść przeprowadzić krótkie wywiady z piłkarzami o zbliżającym się finale LM. Borussia walczyła o puchar z Barceloną. Chcąc, nie chcąc wsiadłam do samochodu i udałam się na stadion. Chłopaki trenowali, więc najpierw zadałam kilka pytań Kloppowi. Kiedy piłkarze mieli przerwę pytałam o nastroje, przygotowanie, taktykę itp. Rozmawiałam z każdym nawet z Robertem, ale nie zamieniłam z nim słowa o naszym życiu. Nasza rozmowa dotyczyła tylko piłki nożnej. Gdy skończyłam pożegnałam się z chłopakami i pojechałam do redakcji zawieść materiały. O 15 pojechałam po Ann do przedszkola i poszłyśmy na małe zakupy. Po powrocie do domu Ann poszła się bawić, a ja wzięłam się przygotowywanie naszej obiado-kolacji. Przeszkodził mi w tym Oskar.
-Hej. Możemy pogadać?-zapytał siadając na krześle.
-No jasne. Stało się coś?-odłożyłam miskę i odwróciłam się w jego stronę opierając się o blat.
-Wiem, że nie powinienem się mieszać, bo to wasze sprawy, ale się martwię. O co się pokłóciliście?
-Kto?-zapytałam udając głupią.
-No ty i Robert.
-O nic przecież. Wszystko jest w porządku.
-Taa. Przecież w ogóle się do siebie nie odzywacie. Pytałem Roberta, ale nic mi nie chciał powiedzieć, myślałem, że chociaż Ty traktujesz mnie poważnie.
-Oskar siadaj.-powiedziałam widząc, że wstaje z krzesła-No czasem każdy się przecież kłóci.
-Ale to przechodzi. A Wy od wczoraj wieczora nie zamieniliście ze sobą słowa, a w dodatku Robert spał w salonie.
-Robert chce się przeprowadzić do Manchesteru. Dostał korzystną ofertę.
-I o to się pokłóciliście?-zapytał ze zdziwieniem.-Przecież to świetna wiadomość.-powiedział uradowany i pobiegł na górę.

Robert
Do pokoju wbiegł Oskar i zaczął mi gratulować. Sam nie wiedziałem czego.
-Spokojnie. O co Ci chodzi?-zapytałem
-No jak to o co? Będziesz grał w MU!
-Skąd wiesz?-zapytałem siadając na łóżku.
-Od Ani. Nie mogę uwierzyć, że się o to pokłóciliście. Przecież to powód do radości.
-Ania nie chcę przeprowadzki.
-Dlaczego? No ma tu pracę, ale tam też na pewno znajdzie.
-Chodzi jej też o Was. Boi się, że nie zaklimatyzujecie się tam, bo dopiero co...-nie dane mi było dokończyć.
-Pogadam z nią.-krzyknął i już go nie było.

Ania
W czasie kolacji panowała niezręczna cisza. Nikt jej nie przerywał przez dość długo, dopiero po kilkunastu minutach odezwała się Ann.
-Ania..bo wiesz co. Oskar mi powiedział, że Robert może grać w nowym klubie, a ty nie chcesz. Weź się zgódź. Mieszkalibyśmy w Anglii.
Wszyscy patrzyli na mnie z oczekującą miną. Wiedziałam, że to zaplanowali, ale nie umiał im odmówić.
-No dobra. Zgadzam się...-powiedziałam uśmiechając się.
-Huraa!!-krzyknęła mała, a Oskar śmiał się jak głupi do sera. Oboje podziękowali i poszli do góry. Zostałam sama z Robertem.
-Przepraszam.-powiedział przytulając mnie od tyłu i całując w policzek.
-To ja powinnam Cię przeprosić. Zachowałam się strasznie. Mogłam najpierw porozmawiać z Tobą i dziećmi. Nie gniewasz się prawda?-zrobiłam minę kota ze Shreka.
-Nie, ale i tak zasługuję na buziaka.-namiętnie go pocałowałam.
Resztę wieczoru spędziliśmy na graniu w Fifę.

Dwa dni później
Borussia rozgrywała najważniejszy mecz na Wembley. Ja, Oskar, Ann i pełno innych partnerek i dzieci piłkarzy kibicowaliśmy żółto-czarnym. Po pierwszej połowie był bezbrakowy remis. Jednak w po 50 minucie meczu gola zdobył Robert, a zaraz po nim Mario. W 75 minucie piłę do siatki po raz drugi skierował mój mąż. W doliczonym czasie Messi zdobył honorowego gola dla Barcy. Jednak to my triumfowaliśmy. Wygraliśmy Ligę Mistrzów. Całą noc trwało świętowanie.

__________________________________________________________________
Jeju. Wczorajszy mecz przyprawił mnie chyba o co najmniej 10 zawałów serca.
Roman był jak dla mnie bohaterem tego meczu. Gdyby nie on to Real by triumfował.
Teraz pozostaje czekać tylko na przeciwnika i Wembley <3
Jutro nowy rozdział jeśli bedzie co najmniej 7 komentarzy :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 12

Anna
-(...) i powiedział mi, że to zła diagnoza i że pomylili moje wyniki z innymi.
-Jak to?! Przecież lekarz mówił, że nic już nie da się zrobić.-powiedział mój tata
-Będziesz żyć?-zapytał z nadzieją Robert przytulając mnie do siebie.
-Tak.-powiedziałam i już do końca się rozkleiłam. Miałam dla Roberta jeszcze jedną świetną wiadomość, ale postanowiłam mu powiedzieć za kilka dni. Chciałam, żeby ochłonął od tej mojej "choroby" i przyzwyczaił się do wszystkiego na nowo. Nie chciałam też wprawiać dzieciaków w kolejną nową sytuację.

Robert
Kiedy Ania powiedziała mi, że przeżyje i że nic jej nie jest nie wierzyłem. Myślałem, ze to jakiś piękny sen, z którego niestety zaraz się wybudzę. Jednak okazało się to być prawdą. Ze szczęścia nie umiałem opanować emocji, po mojej twarzy spłynęły łzy radości.

Anna
Rodzice i nasi przyjaciele postanowili porozjeżdżać się do swoich domów i wrócić do obowiązków. Byłam im strasznie wdzięczna za wsparci jak dawali nie tylko mi, ale i Robertowi i dzieciom. Bez nich nie dałabym rady.
Dzisiaj postanowiłam pójść do pracy i porozmawiać z naczelnym o powrocie. Kochałam to co robiłam i nie umiał żyć bez tego tak jak bez mojego męża. Ania żona Sławka powiedziała mi kiedyś, że po ślubie już na pewno nie będzie tak jak przed. Skończą się romantyczne wieczory, a zacznie bycie kurą domową. U nas było zupełnie odwrotnie. Robert nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jestem mu potrzebna tylko do prac domowych. W wielu przypadkach to on je wykonywał, a jeśli nie zawsze mi pomagał.
W pracy udało mi się załatwić powrót już za tydzień. Wszyscy bardzo cieszyli się z tego powodu, nawet Felipe, który na czas mojej nieobecności zajął moje miejsce. Spędziłam z nimi kilka godzin na rozmowie, a potem wróciłam do domu. Wieczór spędziliśmy wszyscy razem grając w Fife. Jak zwykle ja i Ann byłyśmy bezkonkurencyjne dla Roberta i Oskara. Wygrałyśmy z nimi wszystkie rozegrane mecze. Wiedziałam, że dają na fory, ale i tak była to świetna zabawa. Później na pocieszenie po przegranej objedliśmy się lodami i poszliśmy spać.

Robert
Niestety trener dał mi tylko jeden dzień wolnego i musiałem wracać na treningi. Rozumiałem go, w końcu LM nie jest codziennie. Jednak kiedy przyjechałem na SIP zdziwił mnie fakt, że nie było tam jeszcze nikogo z piłkarzy. Postanowiłem pójść do gabinetu trenera. Kiedy otworzyłem drzwi ujrzałem jego i kilka ważnych osób z zarządu.
-Dzień dobry.-powiedziałem.-Nie chcę przeszkadzać, ale dzwonił trener i mówił, że trening jest wcześniej, Nuri zresztą też mi taką informację przekazał.
-Trening jest za godzinę. Ale chciałem się spotkać z Tobą w innej sprawie. Dostaliśmy propozycję z Manchesteru. Chcą Ciebie jako swojego zawodnika. Według nas to paranoja, ale decyzję musisz podjąć ty.-w tym momencie do pomieszczenia wszedł Cezary-mój menedżer. Porozmawiałem z nim i postanowiłem spróbować.
Nie potrafiłem się skupić na ćwiczeniu. To prawda marzyłem o grze w lidze angielskiej, ale byłem pewny, że Ania nie zgodzi się na wyprowadzkę. Nie teraz. Wróciłem do domu i nie wiedziałem jak zabrać się do tego, aby jej o tym powiedzieć. Po kolacji jak dzieci poszły do siebie, a Ania czytała jakąś książkę usiadłem na fotelu obok niej i milczałem.
-Stał się coś?-zapytała odkładając książkę na stolik.
-Nie, no co ty?-odpowiedziałem w taki sposób, że byłem już pewny, że nie uda mi się uniknąć rozmowy.
-No mów.-powiedziała z uśmiechem siadając mi na kolanach.
-Żeby to było takie proste.
-Jeju. Masz 5 lat, że nie wiesz jak sie za to zabrać? Hmm?
-Od lata gram Manchesterze.
-Hahaha. Robert wiem, że zawsze chciałeś tam grać i kiedyś na pewno będziesz, ale nie uważasz, że nie czas na żarty?
-A czy ja wyglądam jakbym żartował?!-powiedziałem trochę głośniej wstając. Ona nic się nie odezwała, dopiero po chwili milczenia powiedziała:
-Czekaj, czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że będziesz tam grał i mamy tam zamieszkać?
-No tak.
-Nie! Nie zgadzam się na to!
-Ale Ania, postaraj się mnie zrozumieć to dla mnie wielka szansa..
-Szansa dla Ciebie? A pomyślałeś o mnie, o Ann i Oskarze?
-Przecież tam też są szkoły, znajdziesz pracę, Ania proszę Cię.
-To może Cię zdziwię, bo pracy na pewno nie znajdę! Wróciłam tylko na kilka miesięcy, potem raczej nie będę mogła pracować.
-Przecież wcale nie musisz!-krzyknąłem czego od razu pożałowałem.
-Nie podnoś na mnie głosu. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać! Śpisz w gościnnym czy w sypialni? Bo nie wiem gdzie się położyć.-nie odpowiedziałem, zrobiłem tylko proszącą minę w jej kierunku.-Skoro nie odpowiadasz to miłej nocy w gościnnym.-powiedziała ze złością i poszła na górę, a ja zrezygnowany usiadłem na sofie.

____________________________________________________________________
Przez Was musiałam wszystko zmienić. Wszystkie pisałyście, żeby Ania przeżyła,
więc proszę. :) Ale od razu mówię, że nie cały czas będzie słodko i kolorowo.
Będą spięcia i kłótnie tak jak powyższym rozdziale. :)
Jutro dodam nowy rozdział, ale pod warunkiem, że będzie co najmniej 7 komentarzy.
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 11

Ania
Dzisiejsze popołudnie spędzałam w samotności. Borussia grała mecz i wszyscy moi przyjaciele i rodzina pojechali kibicować żółto-czarnym. Marta i Mila chciały ze mną zostać, ale kategorycznie im zabroniłam.
Ja ze względu na stan zdrowia mecz oglądać miałam w telewizji. Jednak czym bliżej było do jego początku mnie bardziej nachodziły wspomnienia.
Dzień, w którym poznałam Roberta, później urodziny Sławka, na których poznałam prawdziwe ja mojego męża. Wspólne wakacje, przeprowadzka do Dortmundu, zaręczyny, wiadomość o tym, że nie mogę mieć dzieci, ślub. Ostatni wypoczynek nad polskim morzem i decyzja o adopcji Ann i Oskara. Postanowiłam jeszcze raz przejrzeć listy do moich najbliższych. Wyjęłam kopertę zaadresowaną do Roberta i podarłam ją w małe kawałeczki. Wyjęłam nową kartkę i po raz kolejny zaczęłam pisać:

Kochany Robercie!
Nie mam pojęcia dlaczego los chciał, abym nie mogła być z Tobą dłużej. Jednakże pragnę, aby Twoje wspomnienia o mnie sięgały tylko chwil spędzonych w radości i szczęściu. Nie posiadam wiele rzeczy, które mogę po sobie zostawić. Chyba czymś jedynym wartościowym jest moja miłość do Ciebie. Wiedz, że ona nigdy nie wygaśnie. Zawsze będę Cię kochać, wspierać i pomagać w trudach. Bardzo chciałabym, żebyś nadal opiekował się Ann i Oskarem. Spójrz ile radości wnieśli do naszego codziennego życia.
Moją jedyną prośbą do Ciebie jet to, abyś ułożył sobie życie. Pragę oglądać Cię szczęśliwego. Nie chcę widzieć jak mnie opłakujesz. Proszę. Myśl tylko o przyszłości, nowych celach i marzeniach.
Jestem pewna, że odnajdziesz kogoś godnego siebie. Kogoś kogo pokochasz z pełną wzajemnością.
Zobaczysz, że za kilka lat będziesz grał w najlepszym klubie świata. Zostaniesz najlepszym piłkarzem, wszystkie Twoje marzenia się spełnią.
Pamiętaj tylko o jednym, aby tego doświadczyć nie musisz nikogo udawać i naśladować. Bądź po prostu sobą. Robertem Lewandowskim, idealnym i pełnym radości człowiekiem.

                                                                                                                   Ania.

Łzy mimowolnie płynęły mi z oczu. Świadomość mojej śmierci rozrywała mnie na strzępy. Może to już pora? Może to moje ostatnie chwile? Moje myśli przerwał dzwoniący telefon. Jak się okazało dzwonił mój lekarz prowadzący. Przepraszał i wyjaśniał. Jednak do mnie nie docierało to co mówił. Błędna diagnoza? Jak to możliwe?


Robert
Mecz nie był spełnieniem marzeń. Wygraliśmy 2:1, ale mieliśmy świadomość, że mogło być jeszcze lepiej. Od razu po meczu razem z rodziną pojechałem do domu do mojej Ani. Kiedy weszliśmy do środka przywitała nas głucha cisza. Szukałem Ani we wszystkich zakamarkach domu, ale nigdzie jej nie było. Zauważyłem, że w garażu nie ma samochodu. Dzwoniłem do niej, ale bez skutku. Nie odbierała. Na myśl przychodziły mi tylko najgorsze scenariusze. Przecież nie mogła prowadzić żadnych pojazdów. W jej stanie było to zabronione. Obdzwoniłem wszystkich przyjaciół, znajomych, nigdzie jej nie było. W pewnym momencie drzwi od domu otworzyły się, a w nich stanęła Ania. Od razu do niej podbiegłem i mocno przytuliłem. Tak strasznie się o nią bałem. Gdy uwolniliśmy się z uścisku Ania popatrzyła znacząco na wszystkich obecnych w naszym domu. Oni uciszyli się i spoglądali tylko na nią.
-Kochani, muszę Wam coś powiedzieć. Byłam właśnie na wizycie u doktora Hoffmana i powiedział mi, że...

_____________________________________________________________________
Jeśli czytacie to komentujcie :)
Kolejny rozdział jutro. :* Do zobaczenia ;)

Chcecie nowe rozdziały codziennie?

Skończyłam już pisać rozdziały do tego opowiadania, więc jeśli chcecie to mogę dodawać je po jednym codziennie. 
Jak chcecie, aby tak było to zostawiajcie komentarz? Jeśli będzie ich co najmniej 4-5 to dodaję rozdział codziennie. :)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Nowe opowiadanie

Zapraszam Was na moje nowe opowiadanie. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i będziecie czytać równie chętnie jak to. :) Pozdrawiam i zostawiam link:
http://bvb-ada-story.blogspot.com/

Rozdział 10

http://www.youtube.com/watch?v=vi-oWtpPmQ0-WŁĄCZ ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ
Robert

Układa nam się znakomicie. Udało nam się stworzyć z Anią ciepły i radosny dom dla Ann i Oskara. Nasze życie jest przepełnione samym szczęściem. Ja strzelam coraz więcej bramek, dostaję nowe propozycje, a Ania rozwija się w swojej pracy. Oboje spełniamy się w roli "rodziców". Udało nam się znaleźć wspólny język z Oskarem. Nawet nie sądziliśmy, że przyjdzie to nam z taką łatwością. Wystarczyło kilka szczerych rozmów. Okazało się też, że Oskar marzy o grze w BVB i dostał się do młodszej drużyny. Ania z Ann wytrwale nam kibicują i są na każdym meczu i moim i Oskara.
Można pomyśleć, że nie zmagamy się z żadnym problemem, z żadną przeciwnością, ale jest inaczej. Dwa miesiące temu dowiedzieliśmy się, że ostatnie wahania nastrojów, apatia, zaburzenia równowagi u Ani były objawami jej poważnej choroby. Moja żona cierpi na chorobę Creutzfeldta-Jakoba. Kiedy się o tym dowiedziałem nie umiałem w to uwierzyć. Ania cierpi na coś takiego? Przecież jej tryb życia, żywienia...wszystko podporządkowywała do tego, aby być zdrową. Nadal nie potrafię się z tym pogodzić i chyba nigdy tego nie zrobię. Musieliśmy powiedzieć o tym dzieciom. Oboje bardzo się tym przejęli. Jednak Oskar potrafił opanować emocje, a Ann już nie. Płakała przez kilka dni pod rząd, nie chciała jeść i z nikim oprócz Ani rozmawiać. Moja żona była dla niej kimś więcej niż osobą, która ją wychowuje.
Nie dziwiłem się Ann, bo sam ciągle miałem ochotę płakać i krzyczeć. Powstrzymywało mnie tylko to, że chciałem, aby te ostatnie miesiące były dla Ani szczęśliwe. Wiedziałem jak bardzo zależy jej na tym, abyśmy się nie załamali. Ostatnia wizyta u specjalisty Ani była dla straszna dla wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z moją żoną. Lekarz obwieścił jej, że daje jej góra 3 miesiące życia i już nie musi do niego przychodzić. Płakała przez kilka nocy, a ja razem z nią. Nie docierało do mnie to, że jej nie będzie. Nie wyobrażałem sobie tego, że nie będę mógł jej słuchać, czuć jej dotyku...tak strasznie ją kocham, a los postanowił mi ją odebrać.

Ania
Nie dociera do mnie to wszystko. Nie potrafię zrozumieć dlaczego trafiło akurat na mnie. Przecież ta choroba dotyka jednej osoby, na ponad milion. Dlaczego musiało trafić na mnie? Co zrobiłam w życiu źle?
Widzę jak ciężko jest Ann, Oskarowi i Robertowi. Każde z nich stara się dla mnie jak najlepiej. Nie chcę ich zostawiać. Nie chcę, aby cierpieli z powodu mojej śmierci. Sama kiedy doktor Hoffman mi o tym powiedział płakałam.
Ta sytuacja przytłoczyła również mojego tatę, macochę, mamę Roberta, Milenę, Sławka i wszystkich przyjaciół. Od miesiąca prawie wszyscy są u nas w Dortmundzie. Spędzają ze mną każdą chwilę.

Robert
Strasznie boję się co stanie się gdy jej już nie będzie. Oskar zapytał mnie kiedyś gdzie ich oddam po śmierci Ani. Zabolało mnie to, bo jak mógł pomyśleć sobie, że mam zamiar się ich pozbyć. Pokochałem ich jak własne dzieci, Ania również.

Dwa i pół miesiąca później
 Ania
Boję się. Strach przepełnia mnie całą już od kilku dni. Nie chcę umierać. Tak bardzo chciałabym, żeby to był tylko sen. Żebym obudziła się obok Roberta i usłyszała jego słowa : To tylko sen. Jednak tak się nie stanie.
To wszystko dzieje się naprawdę. W szafie mam już przygotowane ubrania, w których chcę zostać pochowana, a na jej dnie ułożone listy do wszystkich ważnych mi osób, do: Roberta, Ann, Oskara, taty, Marty, mamy-Iwony, Mileny, Sławka, Maro, Mario, Agaty i Igi-mojej dawnej przyjaciółki. Nie wiem dlaczego, ale chciałam jej napisać ten list, zawarłam w nim przeprosiny, wspomnienia, a także moją obecną sytuację. Nie wiem czy jej adres jest  nadal aktualny, ale mam nadzieję, że tak. Pozałatwiałam wszystkie sprawy do końca. Pozrywałam kontrakty, aby po mojej śmierci moja rodzina nie miała więcej problemów.
Chciałam, aby byli szczęśliwi, a szczególnie Robert.
_________________________________________________________________
Wiem, że nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy. Przepraszam...to nie jest
koniec tego opowiadania.

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 9

Ania
Jest piątek i  byłam zapisać Oskara do szkoły, a Ann do przedszkola. Od przyszłego tygodnia rozpoczynali naukę w nowym środowisku. Miałam nadzieję, że im się spodoba. Zaprosiliśmy na weekend rodziców, aby zapoznać ich z dzieciakami. Mama Roberta, mój tata i Marta bez wahania zgodzili się przyjechać. Bałam się trochę ich reakcji na naszą decyzję dlatego powiedziałam im o wszystkim przez telefon, żeby uniknąć niekomfortowych sytuacji. Oni jednak ucieszyli się na tą wiadomość.
Oskar pojechał z Robertem na trening, więc ja z Ann udałyśmy się na "małe" zakupy. Kupiłyśmy tylko najbardziej potrzebne rzeczy. Zeszłyśmy całą galerię handlową i udało nam się znaleźć cudowne rzeczy. Bluzki, spodnie, spódniczki, buty, łańcuszki, kolczyki, torebki i kilka innych drobiazgów. Ledwo co dodźwigałyśmy je do samochodu. W drodze powrotnej wstąpiłyśmy na trening chłopaków. Zdziwiło mnie to, że wszyscy zamiast trenować mieli po prostu labę. Robert z Oskarem siedzieli pod bramką rozmawiając z Kubą, Piszczem, Kehlem, Nurim, Marco, Mario, Matsem, Felipe oraz Kloppem. Reszta robiła coś co nie wiem czy nazwać. Ganiali się w kółko nagrywając wszystko. Podeszłyśmy do z Ann do siedzących na murawie. Mała od razu pobiegła do Roberta, który przedstawił ją kolegą i trenerowi. Cieszyłam się, że nasi przyjaciele polubili Oskara i Ann. Siedziałam tak z nimi rozmawiając o pierdołach i odruchowo spojrzałam na zegarek.
-Robert!-krzyknęłam-za godzinę na lotnisku będzie Twoja mama. Tata z Martą już na pewno są w Dortmundzie. Rusz tyłek i jedź na lotnisko, a my pojedziemy do domu!
-Kochanie, trening trwa jeszcze...
-Przecież i tak nic nie robicie. Trenerze może jechać prawda?-zapytałam uśmiechając się do Kloppa.
-Może. Chłopaki na dzisiaj koniec!-krzyknął i wstał z murawy.-Rusz dupe Lewandowski!
-Tak jest trenerze. Pa-krzyknął i pobiegł w kierunku szatni.
Ja z Ann i Oskarem poszliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy w kierunku domu. Oskar nie mógł zrozumieć tego, że nakupiłyśmy z Ann aż tyle ubrań, ale gdy mała wyjęła z jednej z toreb korki dla brata ten od razu przestał marudzić. Dojechaliśmy pod dom i zobaczyłam samochód taty. Tak jak się spodziewałam przyjechali już i jak zwykle spokojnie czekali, nawet nie dzwoniąc czemu mnie jeszcze nie ma. Kochałam ich cierpliwość. Zaparkowałam na podjeździe i wysiedliśmy z auta. Przywitałam się z nimi i przedstawiłam dzieci. Ann promieniała, ale Oskar miał lekko niepewną minę. Widać było po nim, że się bał.
Weszliśmy do domu napiliśmy się kawy i przyjechał Robert ze swoją mamą. Ann od razu znalazła wspólny kontakt z "babciami" i opowiadała im przez cały czas swoje historie za co one nie pozostawały jej dłużne.
Ja poszłam przygotować obiad, a tato, Robert i Oskar zostali w salonie.
Robert
Cieszyłem się, że nasi rodzice i przyjaciele uszanowali naszą decyzję  i polubili tą dwójkę. Jednak gdy zostałem w salonie z tatą Ani i Oksarem sam, chłopak wyraźnie jeszcze bardziej zestresował się.
-Lubisz piłkę nożną?-zapytał Zbyszek, na co Oskar mało co nie podskoczył do góry.
-Tak-odpowiedział tylko.-Pójdę pomóc Ani.-powiedział i wstał udając się do kuchni.
-Jest strasznie nieśmiały.-stwierdził tato.
-No niestety. Zupełnie przeciwieństwo Ann. Ona jest strasznie pozytywnie nastawiona do życia, cieszy ją każda rzecz, a on ciągle chodzi taki przytłoczony.Próbowałem z nim pogadać, ale nic się nie dowiedziałem.
-Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale dacie radę.
-Mam nadzieję...

____________________________________________________________________________-
Przepraszam, że taki krótki, ale jutro dodam kolejny :)
Jak obiecałam zdjęcia dzieci:




Co do meczu BVB-Real to nadal nie mogę do końca uwierzyć. Nie dość, że wygrali 4:1 to wszystkie bramki Lewego <3 Mam nadzieję, że w rewanżu również się nie dadzą :)

I tak nie piłkarsko...mój Zibi się zaręczył. Nie pozostaje nic innego jak życzyć szczęścia jemu i Joasi :)


WAŻNE

Kochani mam do Was ogromną prośbę. Jeśli możecie i oczywiście chcecie to zostawcie tu linki do swoich opowiadań. Ostatnio narobiła mi się masa zaległości w waszych blogach i nie komentowałam dlatego chcę to nadrobić. :) Z góry dziękuję i pozdrawiam.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 8

Ania
Przewróciłam się, ale nie straciłam przytomności. Do mieszkania wszedł Robert i spanikowany pomógł mi wstać. Chciał już wezwać pogotowie, albo jechać chociaż do lekarza, ale udało mi się mu wybić to z głowy.
Nic mi się nie stało. Po prostu miałam gorszy dzień.  Oboje byliśmy bardzo zmęczeni, więc od razu po tym zdarzeniu poszliśmy spać.
Obudziłam się o 3 nad ranem i nie mogłam już ponownie zasnąć. Wyszłam z łóżka i siedziałam w kuchni pijąc kawę za kawą. Rozmyślałam o adopcji. W sumie nie jest to złe rozwiązanie. Moglibyśmy stworzyć szczęśliwą rodzinę, przy tym dając radość jakiemuś dziecku.
Moje myśli przerwał Robert przytulając się do mnie.
-Dzień dobry kochanie.-powiedział dając mi buziaka.
-Dzień dobry. Napijesz się kawy? Zaraz zrobię śniadanie.-powiedziałam wstając z krzesła.
-Z chęcią. Pomogę Ci.-wspólnie zrobiliśmy śniadanie i zaczęliśmy jeść.
-Robert-przerwałam ciszę panującą podczas posiłku.
-Tak?-zapytał.
-Bo ja dzisiaj sobie wszystko dokładnie przemyślałam i doszłam do wniosku, że powinniśmy zaadoptować dziecko.-na jego twarzy od razu zagościł uśmiech.-Tylko moim zdaniem nie powinien to być niemowlak.
-Dlaczego?-zapytał nie wiedząc o co mi chodzi.
-Popatrz na to z innej perspektywy. W domach dziecka są tysiące dzieci po przejściach. Każdy decydując się na adopcję wybiera jak najmłodsze, a przecież reszta też zasługuje na radość i szczęście.
-Masz rację. Jeśli chcesz to możemy pojechać po śniadaniu do domu dziecka pod Dortmundem, mam dzisiaj wolne.
-Jasne, że chcę. Idę się ubrać.-powiedziałam uśmiechając się szeroki i poszłam w kierunku garderoby. Szybko się odświeżyłam i przebrałam. Gdy zeszłam na dół czekał na mnie gotowy Robert. Udaliśmy się do samochodu Lewego i pojechaliśmy do domu dziecka. Po 40 minutach drogi byliśmy na miejscu. Już na sam widok tego miejsca robiło się przykro. Szary, obdrapany budynek i ten smutek i przygnębienie, które panowało w środku były nieprzyjemne. Na schodach siedział nastoletni chłopak, który wskazał nam drogę do gabinetu dyrektorki. Była to około 50-letnia kobieta. Wydała się być miłą osobą, ale widać było, że klimat tu panujący również się jej udzielał. Wyjaśniliśmy jej z Robertem dlaczego tu jesteśmy i czego oczekujemy. Zdziwiło mnie to, że zaproponowała nam, abyśmy już dzisiaj mogli podjąć ostateczną decyzję.
Bardzo wzruszyła mnie historia dwójki rodzeństwa, którzy są tu od dwóch lat. Chłopiec i dziewczynka. Ich matka zginęła w wypadku, a ojciec jest alkoholikiem. Dziewczynka ma na imię Ann i ma 5 lat, a chłopak nazywa się Oskar i jest w wieku 15 lat. Opiekuje się młodszą siostrą od samego początku pobytu tutaj. Poprosiliśmy dyrektorkę o spotkanie z nimi. Oboje byli zdziwieni, że chcemy się nimi zaopiekować. Oskar od razu rozpoznał Roberta i poprosił o autograf. Rozmawialiśmy z nimi przez kilka godzin. Zdecydowaliśmy, że zaadoptujemy ich obojga. Jutro mieliśmy po nich przyjechać. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. Kupiłam masę dziewczęcych ubrań i wybrałam też kilka rzeczy dla Oskara. Chcieliśmy też urządzić im pokoje i zrobić tym niespodziankę. Po ponad godzinnej dyskusji wybraliśmy z Robertem meble.Ekipa ze sklepu od razu przewiozła je do naszego domu i ustawiła.

Robert
Następnego dnia rano znowu jechaliśmy do domu dziecka. Tym razem odebrać Ann i Oskara. Nikt jeszcze nie wiedział o naszym postępie życiowym, ale chcieliśmy to załatwić bez sensacji.
Gdy tylko dojechaliśmy pod dom zobaczyliśmy małą Ann, która gdy tylko nas ujrzała pobiegła po brata. Dziewczynka wyrażała sto razy więcej entuzjazmu niż jej brat, ale nie dziwię mu się. Ma 15 lat i zapewne jest mu z tym wszystkim ciężko.
Przez całą drogę do domu moja żona i Ann rozmawiały o ubraniach. Widać wszystkie Anie tak mają.
Gdy dojechaliśmy pokazaliśmy im pokoje. Oboje bardzo się ucieszyli, bo w domu dziecka nie mieli własnych. Byłem strasznie szczęśliwy. Razem z Anią chcieliśmy zapewnić tej dwójce szczęśliwy dom...

Pokój Ann:
Pokój Oskara:


_____________________________________________________________________________
Miałam napisany kolejny rozdział, więc podzieliłam się z Wami szybciej niż planowałam :)
jest taki trochę nudny, ale nie mogłam nic innego wymyślić. Chcecie zdjęcie Ann i Oskara?

Powodzenia na testach gimnazjalnych :) ja mam nadzieję, że jakoś to przeżyję.

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 7

Zanim zaczniesz czytać włącz:http://www.youtube.com/watch?v=_9ZGpwxmnss


Robert
Ani nie było już dość długo. Doskonale rozumiałem jej potrzebę samotności i poukładania sobie wszystkiego co związane z naszą rozmową, ale to, że zajmowało jej o już ponad 3 godziny bardzo mnie zaniepokoiło i postanowiłem wyjść i jej poszukać. Obszedłem cały hotel i miejsca obok niego, ale jej tu nie było. Wyszedłem za jego teren i udałem się w stronę parku. W najbliższej uliczce zobaczyłem Anię siedzącą na ławce. Przyspieszyłem kroku, aby szybciej znaleźć się obok niej. Bez słowa usiadłem obok niej i ją przytuliłem.

Ania
Moje rozmyślania przerwała osoba, która usiadła na ławce obok mnie. Nie zainteresowałam się tym, ale gdy ten ktoś mnie przytulił od razu wiedziałam, że to Robert. Jego zapach perfum i czuły dotyk.
-Przepraszam.-powiedział tylko to jedno słowo i powtórnie zapanowała między nami cisza. Po chwili postanowiłam powiedzieć Robertowi wszystko co leży mi na sercu.
-Nie masz za co przepraszać, to chyba ja powinnam to zrobić. Wiem, że chciałeś dobrze, a jak zawsze odebrałam to inaczej i zachowałam się jak egoistka. Myślałam tylko o sobie, a przecież Ty też masz marzenia. Dużo teraz myślałam i dokładnie zastanowiłam się nad tym co powiedziałeś. Masz rację ze wszystkim. Powinniśmy poważnie zastanowić się nad adopcją. Tylko, że ja teraz nie jestem pewna czy dam radę. Nie jestem pewna tego, że jestem gotowa na bycie matką. Rozumiesz?-zapytałam prawie płacząc.
-Oczywiście, że rozumiem i jestem jak najbardziej za tym, żebyśmy to jeszcze omówili, zaplanowali. Nie musimy robić tego teraz, możemy za rok, za dwa. Jak już oboje będziemy w pełni gotowi.-uśmiechnął się i starł łzę spływającą po moim policzku.-I nie płacz już.
-Kocham Cię Robert. Strasznie Cię kocham.-zdołałam powiedzieć tylko to i mocno się do niego przytuliłam.
Bardzo cieszył mnie fakt, że Robert zaakceptował moje plany i zrozumiał, że nie jestem jeszcze gotowa na adopcję, fizycznie na pewno jestem, ale nie psychicznie.

Robert
Następnego dnia nasze wakacje dobiegły końca. Musimy wracać do Dortmundu i naszych obowiązków.
Zbliża się mecz z Realem i nie ukrywam, że Borussia ma zamiar go wybrać. Świetnie radzimy sobie w LM i mamy nadzieję na wygraną. Ania strasznie mnie wspiera za co jestem jej ogromnie wdzięczny. Gdyby nie ona to zaspałbym na kilkaset treningów i jadł same śmieciowe jedzenie.


24 kwietnia-dzień meczu BVB z Realem Madryt

Anna
Nie tylko ja, ale i wszystkie inne wags, które przybył na stadion były strasznie zestresowane. Wszystkie wiedziałyśmy, że dla chłopaków najważniejsza jest wygrana. Wspierałyśmy ich jak tylko potrafiłyśmy.
Teraz siedzimy na trybunach i oczekujemy wejścia piłkarzy na murawę. Jestem strasznie podekscytowana, serce mało co nie podskakuje mi do gardła. Drużyny wchodzą na boisko, rozbrzmiewają hymny obu drużyn, pierwszy gwizdek i rozpoczyna się mecz. Real ma lekką przewagę i dzięki niej udaje się im zdobyć prowadzenie po golu Ronaldo. Jednak nasi nie dają za wgraną i dzięki zgranej akcji piłkę do siatki kieruje Robert. Na stadionie szaleją kibice BVB. Zaraz po nim gola dla żółto-czarnych zdobywa Błaszczykowski.
Pierwsza połowa kończy się wynikiem 2:1. Jestem bardzo dumna.
Druga połowa nie zaczyna się kolorowo dla Borussi. Gola dla Realu zdobywa Ozil, a zaraz po nim ponownie Ronaldo. Do końca meczu zostało niespełna dziesięć minut. Łzy przepełniają kibiców z Dortmundu. Sytuację lekko polepsza Santana, zdobywając pięknego gola. Jednak nadal czuć niedosyt. W doliczonym czasie, ostatniej minucie tego niesamowitego meczu Reus zdobywa bramkę. Gwizdek sędziego, BVB wygrywa z Realem 4:3. Radość to mało powiedziane. Kibice popadli w wir szaleństwa. Wiwatują nazwiska, imiona, śpiewają przyśpiewki tańcząc i skacząc niczym zwierzęta.
Po meczu można było nam wejść na murawę i pogratulować chłopakom. Przywitałam się z każdym, złożyłam gratulacje i niestety musiałyśmy już iść. Po meczu nie wolno nam było iść razem z piłkarzami, tak było od zawsze na większości meczy.

Kiedy tylko wróciłam od razu udałam się do łazienki. Było mi strasznie niedobrze. Od kilkunastu minut chciało mi się wymiotować. Gdy wyszłam poczułam, że robi mi się strasznie słabo. Podparłam się o blat, ale to nic nie dało, bo po chwili upadłam na podłogę.
______________________________________________________
Rozdział nie jest idealny, ale pisałam go dzisiaj na polskim i angielskim. 
Dziękuję wszystkim komentującym, jesteście wielcy! :)
Życzę powodzenia wszystkim piszącym w przyszłym tygodniu 
egzamin gimnazjalnym. Nie wiem jak wy, ale ja już się stresuję.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 6

Anna
Do Madrytu samolot mieliśmy z samego rana. Od razu po przylocie byliśmy umówieni z Ozilem. Wywiad zajął nam niecałą godzinę. Po nim porozmawialiśmy jeszcze trochę między sobą i wyszliśmy z hotelu.
Pozostało mi jeszcze namówienie Felipe na mecz. Gdyby wrócił do Dortmundu beze mnie Rainer byłby nieźle wkurzony. Postanowiłam pozostawić jego hormony w spokoju i wybłagać kolegę o podróż do Malagi. Kiedy tylko wyszliśmy na zewnątrz zaczęłam opowiadać Felipe o tym jak bardzo chciałabym być na tym meczu i jaki on jest ważny. On od razu zrozumiał, że chcę tam po prostu jechać, ale nie specjalnie wyraził entuzjazm. Stwierdził, że ponad 500 km nie opłaca się jechać tylko na mecz. Jednak po moich błaganiach zgodził się. Dzięki Bogu, że pani na lotnisku uległa urokowi Felipe i jakimś cudem wynalazła dla nas dwa bilety do Malagi. Po 2 godzinach lotu byliśmy na miejscu. Do meczu zostało bardzo mało czasu. Zostawiliśmy bagaże w przechowalni i taksówką pojechaliśmy na stadion. Dopiero gdy zobaczyłam ludzi z biletami zorientowałam się, ze po prostu ich nie mam. Nie pozostało mi nic innego jak telefon do Marco. Przez ponad 20 minut prosiłam go, żeby coś wymyślił i nie mówił nic Robertowi. On rozłączył się i nie odbierał moich ponownych telefonów. Nie miałam pojęcia co mogłabym w takim wypadku zrobić.
Myślałam nad tym przez pewien czas stojąc na środku parkingu. Przerwał mi to Lucas, masażysta chłopaków. Miał w dłoniach dwa bilety na mecz. Rzuciłam się na niego i pobiegłam po Felipe, który znudzony siedział na ławce pod stadionem. Razem z Lucasem weszliśmy na trybuny i zajęliśmy miejsca. Dziewczyny już tam były. Ewa, Aga, Cathy, Tina, Ulla....nie miałam czasu nawet z nimi pogadać, bo zaczął się mecz. Było kilka świetnych sytuacji dla Borussi jak i dla Malagi, ale żadna z drużyn ich nie wykorzystała. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Uczucia kibiców były nijakie. Ani się nie cieszyli ani nie smucili. W końcu ani nie wygrali, ani nie przegrali. Po meczu razem z dziewczynami i Felipe czekałam na chłopaków. Wyszli z szatni w świetnych humorach, nie wiedziałam co powoduje u nich aż taką radość. Robert gdy tylko mnie zobaczył dosłownie rzucił się na mnie i mało co mnie nie udusił. Przywitałam się z resztą i przedstawiłam im mojego kolegę z pracy. Zapytałam ich dlaczego się tak szczerzą, a oni wybuchnęli jeszcze większym śmiechem. Nie tylko ja, ale i reszta dziewczyn stałyśmy z zdezorientowaną miną.
-UWAGA! UWAGA!-krzyknął Mo.-Będę ojcem!-w tym momencie wszystkie oczy były zwrócone na Lisę.
-Dlaczego nam nie powiedziałaś?!-krzyknęłam przytulając ją.-Jędzo jedna!
Jeszcze chwile "pokrzyczałyśmy" na Lisę za to, ze ukrywała to przed nami, ale gdy powiedziała, że miała to być niespodzianka złagodniałyśmy. Ja jeszcze bardziej gdy razem z Mo zapytali czy zostanę matką chrzestną. Oczywiście zgodziłam się i dowiedziałam się też, że ojcem chrzestnym ma być mój mąż.
Po chwili spostrzegłam, że nie ma Felipe. Ulla wyjaśniła mi, że kazał przekazać, ze weźmie bagaże i uda się do hotelu. Pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam w jego stronę.

http://www.youtube.com/watch?v=mHhNAE3wpA8
Tydzień później
Robert
Przez felerną kontuzję pauzuję. Postanowiłem wykorzystać ten czas i namówiłem Anię na krótki urlop. Tylko ja i ona nad polskim morzem. Oboje uwielbialiśmy tam jeździć. Od kilku lat jeździliśmy do małej miejscowości-Pogorzelica, gdzie mieliśmy swój ulubiony hotel. Zawsze przyjeżdżaliśmy tu, żeby się odstresować i odpocząć. Tak było i tym razem. Codzienne spacery po plaży, noce, kolacje i śniadanie. Piękna sielanka, która niestety dobiegała końca. Ostatniego dnia, a właściwie wieczora postanowiłem porozmawiać z Anią o naszej przyszłości. Strasznie chciałem mieć dziecko i miałem nadzieję, że ona również ma takie zdanie jak ja. Nie przeszkadzało mi to, że Ania nie może zajść w ciążę i uważałem, że możemy zaadoptować dziecko. Nie liczy się przecież to czy będziemy jego biologicznymi rodzicami. Ważne, żebyśmy się kochali i tworzyli szczęśliwą rodzinę.
-Kochanie, możemy porozmawiać?-zapytałem kiedy usiadła obok mnie lekko zestresowany.
-No jasne. Stało się coś?
-Nie. Tylko chciałem porozmawiać o naszej przyszłości.
-To znaczy? O czym konkretnie?
-O dzieciach.-wypowiedziałem trochę ciszej, bo wiedziałem, że mogę w jakiś sposób ją tym urazić.
-Robert doskonale wiesz, że nie mogę mieć dzieci! Nigdy!-krzyknęła i chciała wyjść ale ją powstrzymałem.
-Tak, wiem, ale przecież możemy zaadoptować i...
-Myślałam, że skoro wziąłeś ze mną ślub to zrozumiałeś, że po prostu nie będziemy mieć dzieci! Zaadoptować?! I co mu powiedz w przyszłości? Że gdyby nie to, że jestem bezpłodna to wcale by go z nami nie było? Czy może będziesz przez całe życie okłamywał nie tylko dziecko ale i siebie, mnie? Nawet nie wiesz jak cholernie było mi przykro gdy Mo mówił o ciąży Lisy! Widziałam jak ucieszyłeś się gdy poprosili Cię o bycie chrzestnym! Wiem, że ważne jest dla Ciebie to dziecko, ale ja Ci go nie dam! Więc jeśli chcesz to droga wolna! Jestem pewna, że chętnych na bycie z Tobą są tysiące! Z nimi na pewno będziesz szczęśliwy!-krzyczała i zaczęła płakać, wstała i założyła sweter.
-Ania, przecież nie chodziło mi o to, że....-nie dokończyłem, bo wyszła. Postanowiłem nawet za nią nie iść, bo wiedziałem, że musi pobyć sama....

Ania
Po raz kolejny poczułam to dziwne uczucie. Ból mieszał się z nienawiścią do samej siebie. Kochałam Roberta, strasznie kochałam. Wiedziałam też, że on również mnie kocha. Ale wiedziałam też, że on bardzo pragnie tego dziecka. Może nie powinnam tak krzyczeć na niego? Nie chciał przecież źle. Na pewno nie chciał mnie tym urazić. Usiadłam na ławce, musiałam sobie to wszystko przemyśleć, przeanalizować. Może Robert ma rację mówiąc o adopcji? Może na prawdę by się nam udało? Może...na każde z tych pytań nie potrafię sobie odpowiedzieć.
_______________________________________________________
Dodaję rozdział dzisiaj, bo jutro nie ma mnie cały dzień, a w czwartek
mam masę rzeczy doz robienia. Mam nadzieję, że chociaż trochę się
Wam podoba. Liczę na Wasze szczere opinie w komentarzach :)

A tu macie zdjęcie pięknych Wags z BVB. :) Poznajecie nasze Polki?

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 5

Anna
Dzień po ślubie od razu wróciliśmy do Dortmundu. Robert miał treningi, ja pracę. Nie mieliśmy czasu na jakąś podróż poślubną i na razie jej nie planujemy. Oczywiście mamy zamiar kiedyś się na nią wybrać, ale to kiedyś. Święta spędzamy w Niemczech, ze względu na mecz Robert nie mógł jechać do Polski, więc i ja postanowiłam zostać, a poza tym był to świetny pretekst do tego, żeby rodzice nas odwiedzili. Tak więc w tym roku po raz pierwszy w życiu sama organizuję święta, bo wszyscy przyjadą w Wielkanoc. Muszę się przyznać, że trochę się obawiam, bo znając mnie to mogę coś poknocić.
W sobotę Borussia grała mecz, który dzięki golom mojego męża i Piszcza wygrała. Dzięki temu, że miałam wolne mogłam być na stadionie. Po raz kolejny przekonałam się, że zostawanie po meczu i świętowanie z piłkarzami nie znaczy nic dobrego. Nie dość, że nie czułam nóg to potwornie bolała mnie głowa. Zresztą nie tylko mnie, bo prawie każdy umierał. Jednak byliśmy zmuszeni się zebrać. Była 3 nad ranem kiedy wróciliśmy do domu, a o 6 wstała. Musiałam przygotować wszystko na przyjazd rodziców i ogarnąć dom.
Na pomoc Roberta nie miałam co liczyć, bo spał jak zabity. Postanowiłam go nie budzić i poradziłam sobie sama. O 8 przebrałam się i pojechałam na lotnisko po mamę Iwonę i Milenę. Mój tata z Martą mieli przyjechać samochodem. Na lotniku chwilkę poczekałam, bo trwała odprawa, ale o 9 wszystkie byłyśmy już w domu. Robert naszykował śniadanie i gdy je zjedliśmy przyjechali moi rodzice. Marta była dla mnie kimś bardzo ważnym, traktowałam ją jak przyjaciółkę, zawsze mogłam na nią liczyć, ona na mnie też.
Razem z Iwona, Martą i Mileną przygotowałyśmy koszyczek, z którym poszedł Robert z tatą. My zostałyśmy w domu, bo chciałyśmy pogadać. Kiedy Marta pokazała zdjęcie usg mojej siostrzyczki poczułam ogromne ukucie w sercu. Żadna z nich nie wiedziała o ty, że nie mogę mieć dzieci i wolałam, żeby tak zostało, dlatego gdy poczułam, że łzy napływają mi do oczu ulotniłam się łazienki.
Wieczór spędziliśmy wszyscy razem opowiadając o ostatnich wydarzeniach z naszego życia. Widzieliśmy się na moim i Roberta ślubie, ale nie mieliśmy wtedy okazji do takich rozmów.
Następnego dnia zjedliśmy wspólne śniadanie wielkanocne i poszliśmy razem do kościoła. Po południu wybraliśmy się na spacer po mieście. Pokazaliśmy im kilka ciekawych rzeczy, a wieczorem moi rodzice musieli niestety jechać. Mama z Mileną miały samolot z samego rana, więc na noc jeszcze u nas były.
Rano Robert odwiózł je na lotnisko. Nie obyło się oczywiście bez oblewania wodą. Robert na śpiąco wziął mnie na ręce i wrzucił pod prysznic, w którym zaraz po mnie wylądowała Mila. Na mamę wylał "tylko" całe wiadro wody. Oblewaliśmy się wszyscy przez dobre 20 minut jednak musieliśmy przestać, bo została tylko godzina do samolotu.

Robert
Odwiozłem mamę i Milenę na lotnisko i wróciłem do domu.  Drzwi były zamknięte, więc poszedłem do środka przez taras. Ale ktoś, a dokładniej Ania uniemożliwiła mi drogę. No tak, mogłem się tego spodziewać. Czekała na mnie z dużą amunicją śnieżek i gdy tylko mnie zobaczyła od razu zaczęła we mnie rzucać. Postanowiłem dać jej się chwilę nad mną poznęcać, ale to tylko małą chwilkę, bo po niespełna dwóch minutach trzymałem ją na rękach z zamiarem wrzucenia w wielką zaspę, jednak ona zaczęła mnie całować i odwróciła tym moją uwagę. Po chwili byliśmy już w drodze do naszej sypialni.

Ania
Święta minęły nam bardzo fajnie, ale niestety strasznie szybko. Ja wracam do pracy, a Robert leci do Hiszpanii na mecz z Malagą. Nie znoszę kiedy nie ma go w Dortmundzie. Wolałabym, żebym mogła jeździć razem z nim. Strasznie za nim tęsknię. Nie mogę nawet lecieć obejrzeć meczu na żywo ze względu na moją pracę. Dobrze, że mam w tym tygodniu dużo do zrobienia, bo bynajmniej nie będę siedzieć sama w domu. Agata z Ewą pojechały razem z chłopakami. Cathy ma jakieś sesje, więc byłabym skazana na samą siebie.
Pracowałam w Kickerze, od niedawna magazyn ma swoją siedzibę w Dortmundzie, więc nie muszę nigdzie dojeżdżać.
We wtorek miałam do pracy na 10. Prze tym zrobiłam jeszcze małe zakupy i zdążyłam zawieść je do domu. Wchodząc do swojego biura o mało nie dostałam zawału. Wiedziałam, że czeka mnie dużo pracy, no ale aż tyle? Papiery mało co nie spadały z burka, a oprócz tego musiałam jeszcze skonsultować z grafikami projekt nowej okładki. Nie zależnie od tego czy miałam na to ochotę zajęłam się przeglądaniem papierów. Pełno nowych umów, artykuły do zaakceptowania. Po około godzinie natrafiłam na dość ciekawą propozycję dotycząc powiększenia liczby stron naszego magazynu. Chodziło o to, aby dodatkowe 10 stron poświęcić, co tydzień innemu piłkarzowi z całego świata. Bardzo spodobał mi się ten pomysł dlatego zostawiając wszystkie inne sprawy pobiegłam do gabinetu redaktora naczelnego. Rainer również był zachwycony tym pomysłem i od razu zorganizował zebranie w celu jego zatwierdzenia. Okazało się, że jego pomysłodawcą jest nasz nowy pracownik-Felipe. Miał 25 lat i na ogół wydawał się sympatyczny. Po długich rozmowach wcieliliśmy ten pomysł w życie i chcieliśmy, żeby w magazynie już w przyszłym tygodniu się pojawił. Rainer stwierdził, że najlepiej by było od razu sięgnąć po kogoś z górnej półki. Najlepiej aby był to Niemiec. Od razy wpadł mi do głowy Ozil. Poznałam go kiedyś jak był u Marco, wymieniliśmy się numerami i czasem się ze sobą kontaktowaliśmy. Wszystkim spodobała się moja propozycja, więc od razu wykonałam do niego telefon. Zgodził się, żebym razem z Felipe przyleciała do Madrytu już jutro. Zrobiliśmy więc plan naszych dziesięciu stron i pojechaliśmy każdy do siebie, bo o 5 mieliśmy już samolot. Nie zdążyłam nawet zadzwonić do Roberta, żeby mu powiedzieć, że może jakimś cudem uda mi się przy okazji być na meczu. Kiedy tylko położyłam się od razu zasnęłam.

____________________________________________________________________
Nie jest to rozdział najdłuższy, ale od dzisiaj nowe będą pojawiały co czwartek.
Za niecały miesiąc mam egzamin gimnazjalny, więc muszę się trochę poduczyć.
Sądzę, że w maju będę mogła nowe rozdziały dodawać nawet 3 razy w tygodniu, bo
szkoła już teoretycznie będzie w pewnym sensie skończona.
Zapraszam na nowe opowiadanie:http://marcin-majka-story.blogspot.com/ :)

wtorek, 2 kwietnia 2013

Ważna informacja

Postanowiłam zapytać Was o zdanie w pewnej sprawie. Wolicie żeby rozdział pojawiał się dwa razy w tygodniu i był krótszy czy raz, ale dłuższy? Bardzo zależy mi na waszej opinii co do tego i liczę na waszą pomoc. :) 
Chcę Wam również podziękować za wszystkie komentarze :) Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to piszcie o tym przy okazji komentowania i zostawiania linku do siebie :D
Pozdrawiam :)

Zostawiam Wam zdjęcie Roberta, powodzenia jutro :)

sobota, 30 marca 2013

Rozdział 4

Na początek trochę informacji:
-jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach zostawiajcie w komentarzach numery gg
-jeśli chcecie, żebym polecała czyjegoś bloga to zostawiając link napiszcie o tym
-po świętach zaczynam pisać nowe opowiadanie i muszę się was poradzić o kim :) Sahin czy Santana?


---------------------------------------------------------------------------------------
Oczami Anny
Przez całą noc nawet nie zmrużyłam oka. Jestem tak strasznie zestresowana, że nie potrafię nawet zjeść śniadania. Boję się, ze coś pójdzie nie tak. Przecież mogę się przewrócić, albo Robert może się rozmyślić. Nie wiem co wtedy zrobię. Mam nadzieję, że wszystko jednak pójdzie tak jak chcę. Nie mogę jeść w takiej sytuacji, więc po raz kolejny sprawdzam czy wszystko jest dobrze. Po upewnieniu się przychodzi moja przyjaciółka razem z Mileną i Vanessą. Ta ostatnia robi mi makijaż i pomaga się ubrać, a pozostałe plotkują tylko i wyłącznie o mnie i Robercie. Strasznie mnie to denerwuje, ale daję sobie spokój i staram się skupić na ważniejszych rzeczach. Godzinę przed ceremonią jestem już gotowa. Razem z dziewczynami jedziemy do kościoła, gdzie zapewne czeka już Robert i goście.

Oczami Roberta
Stres? Do tej pory chyba nie wiedziałem co to jest. Zawsze go odczuwałem, ale to co dzieje się ze mną teraz jest co najmniej dziwne. Boję się, że Ania może się rozmyślić...bardzo ją kocham i nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Z pomocą Kuby, Łukasza i Marco udaje mi się w miarę dobrze wyglądać jak na taki dzień.
Kiedy wszyscy jesteśmy już gotowi jedziemy do kościoła, gdzie będę czekał na moją przyszłą żonę.

Oczami Anny
Droga niemiłosiernie mi się dłużyła. Dziewczyny zamiast mi pomagać żartowały ciagle i śmiały się w niebogłosy. Mimo to i tak kochałam je ponad życie. Chociaż Van znam w sumie od niedawna dogaduję się z nią znakomicie. Gdyby nie ona mój ślub nie wyglądałby tak jak ma wyglądać i za to pozostanę jej wdzięczna do końca życia.
Kiedy wysiadłyśmy z samochodu zaproszeni goście byli już w kościele. Czekał tylko mój tata, który miał mnie prowadzić do ołtarza. Dziewczyny szybko dołączyły do pozostałych, a my zostaliśmy sami. Tata widząc moje zestresowanie starał się mnie jakoś uspokoić i muszę przyznać, że mu się to udało. Jak zawsze zresztą.
Gdy szliśmy przez kościół nie mogłam znieść na sobie tych wszystkich spojrzeń. Zawsze krępowały mnie takie sytuacje i tak było też w tym przypadku. Jednak kiedy byłam już obok Roberta cały strach, niepokój, wszystko ze mnie wyleciało. Widząc jego uśmiech od razu poczułam się znacznie lepiej. Swobodniej.

Ceremonia przebiegła dokładnie tak jak chciałam.Nie wydarzyło się nic co mogłoby zakłócić jej spokój i naszą miłość. Zaraz po niej kiedy wyszliśmy z kościoła zostaliśmy obrzuceni z Robertem chyba toną ryżu, płatków róż, grosików i ...naklejek z BVB?! No tak można się było tego spodziewać. Nasi kochani przyjaciele nie mogli zapomnieć o Borussi w takim dniu. Po odebrani gratulacji od wszystkich przybyłych zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i udaliśmy się do hotelu, w którym urządziliśmy przyjęcie.
Goście włącznie z nami bawili się do białego rana. Muszkę Roberta złapał Wojtek, co nie było niczym dziwnym, a mój welon Mario. No cóż...panowie wykonali piękny i zjawiskowy taniec, ale na szczęście nie zastosowali się do zwyczaju pocałunku....


Robert i Ania


----------------------------------------------------------------------------------
mam nadzieję, że chociaż trochę się podoba. Przez święta już nic nie dodam, więc
jeszcze raz życzę Wesołych Świąt, odpocznijcie, ale nie szalejcie za bardzo ;p



http://demotywatory.pl/4093158/Zory (szlachta) . :)

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 3

Oczami Roberta
-Ale...jak?-tylko tyle zdołałem z siebie wydusić
-Skąd mam wiedzieć jak?! Nic na to nie poradzę, dlatego daję Ci wolną rękę, nie chce zmarnować Ci życia!-krzyczała i płakała jednocześnie.
-Nie płacz proszę Cię-powiedziałem i mimo tego, że się wyrywała mocno ją przytuliłem.-Damy radę, to nie jest koniec świata. Zawsze można znaleźć jakieś rozwiązanie.  
-Ale?...-nie dałem jej dokończyć
-Nie ma żadnego 'ale'. Wypakowujemy te rzeczy i nigdzie nie jedziesz. Tak?
-Tak. Kocham Cię-powiedziała i ponownie się do mnie przytuliła, a ja odwzajemniłem jej gest.
-Ja Ciebie też kochanie.

Oczami Anny
Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie coś takiego. Gdy tylko się o tym dowiedziałam postanowiłam rozstać się z Robertem dla jego dobra. Wiedziałam, że bardzo pragnie mieć dzieci, a ja nie jestem w stanie mu ich dać. Kiedy mu o tym powiedziałam spodziewałam się zupełnie innej reakcji z jego strony. Nie pomyślałam ani przez chwilę o tym, że on nadal będzie chciał ze mną być. Sądziłam, że będzie kazał mi zniknąć z jego życia.
Kocham  go, a to jak się zachował dało mi do myślenia i zrozumiałam, ze jestem dla niego ważna, bez względu na to jak wyglądam i co mogę dla niego zrobić. Wiele osób uważa Roberta za zwykłego chama i w pewnym sensie mają rację. Bo na pierwszy rzut oka zanim się go dobrze pozna właśnie taki jest. Dokładnie pamiętam moment, w którym się poznaliśmy. Stałam z tatą, trenerem Beenhakkerem i Sławkiem pod stadionem, a on dołączył do nas i pogrążył się w rozmowie z moim ojcem. Wydał mi się zadufanym w sobie piłkarzem. Nie potrafił nawet powiedzieć mi "Dzień dobry" czy czegoś w tym stylu. Każdemu z panów podał dłoń, a mnie ominął. Czułam się wtedy dość dziwnie, więc opuściłam ich towarzystwo i poszłam na trybuny.
Po wygranym dla Polski meczu wszyscy piłkarze wraz trenerem, zarządem i każą osobę, która przyczyniła się do ich sukcesu świętowali w jednym z poznańskich klubów. Każdy był zaproszony z osobą towarzyszącą. Mnie nie ominął zaszczyt bycia tam, gdyż od dziecka byłam przyjaciółką Sławka. Po tej imprezie jeszcze bardziej przekonałam się co do idiotyzmu Roberta. Tak dobrze widzicie. Uważałam go za idiotę, po tym jak prosto w twarz powiedział mi, że jeśli by chciał to już by mnie zaliczył. Nie bolały mnie te słowa, bo był dla mnie nikim. Dopiero na urodzinach Sławka poznałam jego drugie Ja. Nie sądziłam, że człowiek może mieć aż tak różne twarze. Z jednej strony twardy i nieugięty, a z drugiej czuły i troskliwy.
Po tamtym dniu spotykaliśmy się prawie codziennie. Najpierw była kawa i długie spacery, później wspólne wakacje i tak jakoś między nami zaiskrzyło. Ani ja, ani Robert się tego nie spodziewaliśmy. Teraz mamy za sobą już kilka lat wspólnie spędzonych i śmiało mogę powiedzieć, że ten wariat jest najlepszym co mnie w moim dotychczasowym życiu spotkało.

Robert wyjeżdża dzisiaj na zgrupowanie reprezentacji. Ja również jadę do Polski. Razem z moją rodziną i mamą oraz siostrą Roberta będziemy wspierać naszych orzełków z trybun. Mam nadzieję, ze uda im się wygrać oba mecze, bo na prawdę  uważam, że zasługują na wyjście z grupy. Jednak nigdy nie stresowałam się aż tak jak w ostatnim czasie. Przecież zaraz po meczach bierzemy z Robertem ślub. Tak, tak znowu przełożyliśmy datę z 24 marca na 28. Ślub w tygodniu nigdy nie był moim marzeniem, ale ze względu na napięty grafik Roberta i mój inny termin nie wchodził w rachubę. Wszystkie przygotowania na szczęście dobiegły już końca, więc chociaż tym się nie martwiłam.

Mecz Polska-Ukraina
W pierwszej połowie naszym piłkarzom szło naprawdę tragicznie. Ukraińcy zdobyli 3 gole, a my tylko jednego. Ku zaskoczeniu wszystkim kibicom należał on do Piszczka. W drugiej połowie chłopcy w końcu ruszyli tyłki i zaczęli odrabiać starty. Gole Kuby i Roberta doprowadziły do remisu. A świetna bramka w ostatniej minucie, która dała nam zwycięstwo należała do  Piszczka. Łukasz niewątpliwie pokazał klasę w tym meczu, więc to on został okrzyknięty najlepszym jego zawodnikiem.

Mecz Polska-San Marino
Tutaj zwycięstwa były pewne wszystkie wags, które przebywały obok mnie. Jednak aż takie wyniku nie spodziewałyśmy się. Hattrick Roberta, znowu dwa gole Łukasza, kolejne dwa Błaszcza, i po jednym Kosecki i Rybus. Tak oto wygraliśmy 9-0.

Szansa na wygraną w MŚ była, a kibice w nich wierzyli to było najważniejsze!


------------------------------------------------------------------------
I mamy kolejny rozdział. Dziękuję za te komentarze pod poprzednim <3
Życzę Wam wesołych świąt i mam nadzieję mokrego lanego poniedziałku,
jakimś cudem bez śniegu :)

O jakim zagranicznym piłkarzu chcielibyście czytać opowiadanie?


poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 2

Oczami Roberta
Wróciłem do domu po treningu i czekałem na Anię. Spóźniała się, ale specjalnie się tym nie przejąłem, bo uważałem, że zasiedziała się może u Vanessy. Jednak gdy spóźniała sie ponad 2 godziny postanowiłem do niej zadzwonić. Jej numer nie odpowiadał. Zacząłem się o nią martwić. A co jeśli coś jej się stało? Ktoś ją porwał? Albo miała wypadek? Może gdzieś zasłabła? Siedziałem w salonie bijąc się z myślami gdy zadzwonił mój telefon. Nieznany numer. Szybko odebrałem, dzwonili ze szpitala. Od razu przeszedł mnie dreszcz. Powiedzieli mi, że Ania miała wypadek i właśnie ją operują. Nie zakładając nawet kurtki pobiegłem do samochodu i w ciągu kilkunastu minut byłem już w szpitalu. W recepcji powiedziano mi, żebym poczekał tam na lekarza. Zniecierpliwiony siedziałem tam ponad 20 minut, a on nadal nie przychodził.
-Przepraszam, ale czy ten lekarz raczy w końcu tu przyjść?!-krzyknąłem podchodząc do pielęgniarki.
-Proszę się nie denerwować. Na kogo pan czeka?-zapytała najspokojniej jak potrafiła.
-A skąd ja mam wiedzieć jak on się nazywa?!-krzyknąłem jeszcze głośniej.-Moją narzeczoną przywieziono tu z wypadku i....
-Jak się nazywa narzeczona?-zapytała znowu bardzo spokojnie
-Anna Boniek. Wie pani gdzie ona jest?!
-Tak. Proszę za mną. Jej życiu nic nie zagraża, stan jest stabilny, więc nie ma się o co martwić. Lekarz jeszcze do pana nie przyszedł, ponieważ robi pacjentce jakieś badania. Za kilka minut powinien skończyć. O w tej sali jest pana  narzeczona. Proszę sobie tu usiąść, poczekać spokojnie na doktora, a ja wracam do pracy.-mówiła cały czas spokojnie z uśmiechem na twarzy, nie wiedziałem jakim cudem z taką łatwością przychodzi jej takie zachowanie wobec takich ludzi jak ja.
-Dobrze, dziękuję pani bardzo. Do widzenia.
-Do zobaczenia i proszę się nie martwić.
Siedziałem pod salą 10 minut i w końcu wyszedł z niej lekarz.
-Panie doktorze, co z nią? Mogę wejść?-zapytałem.
-Pan jest z rodziny?-zapytał
-Jestem jej narzeczonym.
-Dobrze. Stan pani Boniek nie jest najlepszy, ale na szczęście stabilny. Jest osłabiona i trochę pobijana, ale to normalne w takich przypadkach. Zrobiliśmy jeszcze kilka badań, których wyniki poznamy dopiero jutro. I może pan ją odwiedzić, a jeśli chce zostać na noc, ale to oczywiście gdy pacjentka i osoba, która z nią leży na sali wyrażą zgodę.
-Dziękuję bardzo. A wiadomo kiedy będzie mogła wyjść?
-Wszystko zależy od tego jakie będą wyniki badań. A teraz przepraszam, ale za 5 minut mam zabieg i mi się spieszy. Do widzenia
-Do wiedzenia.-odparłem i wszedłem do sali, w której była Ania. Przywitałem się z kobietą, która była tam razem z nią i usiadłem obok niej chwytając jej dłoń. Spała, była cała w sinikach i zadrapaniach. Dzięki Bogu, że przeżyła, bo nie wiem co bym bez niej zrobił. Jest całym moim światem. Nie wiedząc kiedy oparłem głowę o łóżko i również zasnąłem. Obudziłem się gdy na zegarku była godzina 5.40. Wyjąłem z kieszeni telefon i napisałem do Marco smsa, że nie będzie mnie dzisiaj na treningu, bo Ania miała wypadek i jest w szpitalu. Siedziałem tak przez kilka minut gdy zobaczyłem, że moja narzeczona zaczynała się budzić.
-Robert? Tylko mi nie mów, że siedziałeś tutaj całą noc.-powiedziała patrząc na mnie.
-Nie siedziałem, bo spałem kochanie.-odparłem uśmiechając się. Strasznie cieszyłem się słysząc jej głos. NIe wyobrażam sobie tego, że mógłbym ją stracić.
-Jesteś głupi.-powiedziała również się uśmiechając.
-A jak się czujesz? Boli Cię coś?
-Dobrze, a nawet bardzo dobrze. Mam nadzieję, że te siniaki znikną mi do ślubu, bo będę wyglądać jak lalka Barbie gdy je zamaskuję.-powiedziała oglądając swoje ręce.
-Do wesela sie zagoi.-odpowiedziałem, gdy do sali wszedł lekarz prowadzący Anię. Przywitał się ze wszystkimi i powiedział, ze są już wyniki badań.
-Pani stan jest bardzo dobry jak na tak poważny wypadek. Jednak wystąpiła mała komplikacja.-gdy wypowiedział te słowa oboje byliśmy przerażeni.-Ale wolał bym z panią porozmawiać o tym na osobności, da pani radę wstać? Czy podać wózek?
-Dam radę.-odparła i poszła razem z doktorem do jego gabinetu. Siedziałem tam z nadzieją na to, że to jednak nic poważnego. Za kilka minut wróciła Ania i z powrotem położyła się do łóżka.
-I co?-zapytałem
-Mogę już wrócić do domu. Przywieziesz mi ubrania?
-Tak jasne. To już pojadę. Będę za pól godziny.-szybko pojechałem do domu i wziąłem dla niej jakieś ubrania. Za niecałe 40 minut byłem z powrotem w szpitalu. Ania przebrała się i wspólnie opuściliśmy budynek. W samochodzie panowała cisza, którą strasznie bałem się przerwać. Nie chciałem jej niczym urazić lub zdenerwować, więc siedziałem cicho. Kiedy weszliśmy do domu Ania od razu poszła na górę. Nie wiedziałem dlaczego tak się zachowuje. Może to z powodu tych wyników? Może to coś poważnego? A może po prostu jest przybita po wypadku? Nalałem sobie wody i usiadłem w kuchni. Siedziałem tak może z 20 minut i myślałem o panującej sytuacji. Niedługo bierzemy ślub, a ona tak się zachowuje. Postanowiłem pójść i z nią porozmawiać. Wszedłem do sypialni, ale nie było jej tam. Usłyszałem hałasy dochodzące z garderoby, kiedy tam wszedłem zobaczyłem Anię, która pakowała wszystkie swoje rzeczy do walizek.
-Ania, co ty robisz?!-krzyknąłem zdezorientowany.
-Nie widać? Pakuję się.-odburknęła
-To akurat widzę. Jedziesz do rodziców?-zapytałem
-Wyprowadzam się. Nie możemy być już razem, nie zasługuję na kogoś takiego jak Ty.-mówiła wrzucając do walizki rzeczy, które z niej wyrzuciłem.
-Oszalałaś?! CO ty do cholery wyprawiasz? Uspokój się, ochłoń trochę...przecież bierzmy ślub, mamy zamiar mieć dzieci, a ty tak bez wyjaśnień mówisz, że się wyprowadzasz i że to koniec!
-No właśnie! Dzieci!...
-No co dzieci?! Co dzieci?!-krzyknąłem  wyrzucając rzeczy z kolejnej torby.
-To, że nie mogę mieć dzieci. Nigdy!-krzyknęła i wybuchła ogromnym płaczem.
-Ale....

------------------------------------------------------------
Wiem, że długo czekaliście na 2 rozdział, ale w końcu jest :)
Miło by mi było, gdyby ktoś czytał, a przy okazji komentował.

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 1

Oczami Anny
Kolejny męczący dzień w pracy. Jeszcze ostatnie przymiarki sukienki i jestem wolna. Weszłam do salonu i od razu zajęła się mną Vanessa. Przebrana w moją suknię ślubną stałam chyba z 30 minut, a ona coś zaznaczała i sprawdzała. W końcu pozwoliła mi się ruszyć i rozebrać. Przebrałam się w ubrania, chwile z nią porozmawiałam i udałam się do mojego samochodu. Była 16.30, więc postanowiłam wstąpić do Marco. Od kilku dni siedział w domu, bo dopadła go grypa. Kupiłam jakieś owoce i pojechałam do jego mieszkania. Drzwi jak zwykle były otwarte. Bez pukania weszłam do środka. Rozebrałam się z kurtki w przedpokoju i poszłam do kuchni. Zostawiłam torby i poszłam do salonu. Otworzyłam drzwi i zastałam tam Marco, który razem moim narzeczonym, Mario i Nurim popijali sobie piwo.
-No ładnie. Ja tu mu donoszę codziennie leki, a wy mu piwo przynosicie.
-Oj kochanie. To jeszcze nikomu nie zaszkodziło-powiedział Mario za co dostał po głowie od Lewego.
-Współczuję waszym przyszłym żonom.-powiedziałam i usiadłam obok Robert rzucając w Marco kocem.-Przykryj się chociaż, a nie siedzisz jakbyś na wakacjach był.
-Ej..ej. Czyli, że współczujesz samej sobie?-zapytał inteligentnie Mario.
Popatrzyłam na niego tylko spode łba, a on wstał i zaczął się ubierać.
-Nie wiem jak ty Nuri, ale ja nie mam zamiaru stracić zębów, więc się zmywam. Żegnajcie moi mili.
-No ja też muszę już iść. Żona na mnie czeka.-powiedział Nuri i równie szybko jak Mario zmył się z mieszkania Marco.
-Widzisz Anna przestraszyłaś mi kolegów.-powiedział Marco i zrobił minę naburmuszonego dzieciaka.
-To straszne, naprawdę. Jesteś chory, powinieneś leżeć w łóżku przykryty kołdrą.
-Dobra, dobra. Idę już. Jak będziecie wychodzić zamknijcie mi drzwi.
-Gościnny jest nie ma co.-powiedział Robert a ja się zaśmiałam.
Ubraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania Reusa. Ja wsiadłam do swojego samochodu, a Robert do swojego. Mógł prowadzić, ponieważ nie zdążył się nawet napić tego piwa, bo przyszłam ja.
Jechałam słuchając mojej ulubionej piosenki i podśpiewywałam sobie pod nosem. W pewnym momencie oślepiło mnie jakieś światło, poczułam ogromny huk i straciłam przytomność.

------------------------------------------------------------------------------
Taki tam pierwszy rozdział. Wiem, że krótki, ale nie chciałam Wam od razu
zdradzić co stanie się z Anią.

piątek, 15 marca 2013

Prolog

Oczami Anny
Jakie jest moje życie? Idealne. Mam narzeczonego, którego bezgranicznie kocham. Już prawie od roku mieszkamy razem w Dortmundzie. 24 marca 2013r. ma odbyć się nasz ślub. Wszystko jest już dokładnie zaplanowane. Sala, kościół, suknia. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Niedługo zostanę po raz kolejny starszą siostrą. Mój tata i moja macocha spodziewają się swojego pierwszego dziecka. Nie ukrywam, że byłam zaskoczona tym faktem, bo nie mają po 30 lat, ale cieszę się z ich szczęścia. Oprócz tego mam jeszcze młodszą o 3 lata siostrę i o 4 starszego brata. Ze wszystkimi mam świetny kontakt, pomimo kilometrów, które nas od siebie dzielą. Na stosunki z rodziną mojego narzeczonego też nie mam prawa narzekać. Jego mama-pani Iwona jest świetną kobietą, a młodsza siostra jedną z moich przyjaciółek.
No właśnie przyjaciele. Otaczają mnie sami wspaniali ludzie. Zaczynając od tych, z którymi pracuję w redakcji kończąc na piłkarzach BVB i reprezentacji. Studiuję zaocznie, więc dość rzadko widuję się z ludźmi z roku, ale jeśli już się spotykamy to wszyscy razem i rozmawiamy ze sobą godzinami. A więc podsumowując. Jedyną rzeczą, której potrzeba mi do pełni szczęścia to małe szczęście, które jeszcze bardziej umocni miłość moją i Roberta.

Oczami Roberta
Jakie jest moje życie? Takie o jakim marzyłem od zawsze. Mam świetną narzeczoną, którą za kilka tygodni poślubię. Gram w jednym z najlepszych klubów, mam przyjaciół i dobre stosunki z rodziną. Mam 25 i jestem szczęśliwy. Za rok kończy mi się moja umowa z Borussią Dortmund. Co zrobię? Sam jeszcze nie wiem. Dostałem kilka ciekawych propozycji, ale nie wiem czy umiałbym opuścić Dortmund-miejsce, w którym tyle się wydarzyło. To tu oświadczyłem się Ani, to tu poznałem tylu wspaniałych ludzi. Odejść z Lecha też było ciężko, ale kierowała mną chęć bycia lepszym, spełnionym. Teraz wszystko się zmieniło. W Borussi czuję się naprawdę dobrze, mam miejsce w podstawowym składzie, nie zarabiam najwięcej ze wszystkich piłkarzy, ale to nie ma znaczenia. Czy do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze czegoś? Tak. Brakuje mi powiedzenia sobie 'tak' z Anną i małego szkraba, który byłby owocem naszej miłości.

------------------------------------------------------------------
Naszło mnie na nowe opowiadanie. Tym razem padło na Lewego.
Co ile będą się pojawiały rozdziały? Nie wiem. Będę dodawała
w miarę swoich możliwości czasowych. :)
Zachęcam do komentowania, a przede wszystkim czytania.

Bohaterowie

Anna Boniek
Ma 22 lata i jest studentką psychologii.
Jest mistrzynią Polski i Europy w karate tradycyjnym, jednak
kontuzja, której nabawiła się ponad rok temu nie pozwoliła jej 
na dalsze treningi. 

Robert Lewandowski
Polski piłkarz, grający w reprezentacji i Borussi Dortmund.
Prywatnie związany z córką Zbigniewa Bońka-Anną.

W opowiadaniu wystąpią także:
-Zbigniew Boniek i jego druga żona Marta
-piłkarze reprezentacji z rodzinami
-piłkarze BVB z rodzinami
-Nina Olszewska-najlepsza przyjaciółka Ani
-i inni, którzy będą dodawani w rozdziałach.