wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 12

Anna
-(...) i powiedział mi, że to zła diagnoza i że pomylili moje wyniki z innymi.
-Jak to?! Przecież lekarz mówił, że nic już nie da się zrobić.-powiedział mój tata
-Będziesz żyć?-zapytał z nadzieją Robert przytulając mnie do siebie.
-Tak.-powiedziałam i już do końca się rozkleiłam. Miałam dla Roberta jeszcze jedną świetną wiadomość, ale postanowiłam mu powiedzieć za kilka dni. Chciałam, żeby ochłonął od tej mojej "choroby" i przyzwyczaił się do wszystkiego na nowo. Nie chciałam też wprawiać dzieciaków w kolejną nową sytuację.

Robert
Kiedy Ania powiedziała mi, że przeżyje i że nic jej nie jest nie wierzyłem. Myślałem, ze to jakiś piękny sen, z którego niestety zaraz się wybudzę. Jednak okazało się to być prawdą. Ze szczęścia nie umiałem opanować emocji, po mojej twarzy spłynęły łzy radości.

Anna
Rodzice i nasi przyjaciele postanowili porozjeżdżać się do swoich domów i wrócić do obowiązków. Byłam im strasznie wdzięczna za wsparci jak dawali nie tylko mi, ale i Robertowi i dzieciom. Bez nich nie dałabym rady.
Dzisiaj postanowiłam pójść do pracy i porozmawiać z naczelnym o powrocie. Kochałam to co robiłam i nie umiał żyć bez tego tak jak bez mojego męża. Ania żona Sławka powiedziała mi kiedyś, że po ślubie już na pewno nie będzie tak jak przed. Skończą się romantyczne wieczory, a zacznie bycie kurą domową. U nas było zupełnie odwrotnie. Robert nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jestem mu potrzebna tylko do prac domowych. W wielu przypadkach to on je wykonywał, a jeśli nie zawsze mi pomagał.
W pracy udało mi się załatwić powrót już za tydzień. Wszyscy bardzo cieszyli się z tego powodu, nawet Felipe, który na czas mojej nieobecności zajął moje miejsce. Spędziłam z nimi kilka godzin na rozmowie, a potem wróciłam do domu. Wieczór spędziliśmy wszyscy razem grając w Fife. Jak zwykle ja i Ann byłyśmy bezkonkurencyjne dla Roberta i Oskara. Wygrałyśmy z nimi wszystkie rozegrane mecze. Wiedziałam, że dają na fory, ale i tak była to świetna zabawa. Później na pocieszenie po przegranej objedliśmy się lodami i poszliśmy spać.

Robert
Niestety trener dał mi tylko jeden dzień wolnego i musiałem wracać na treningi. Rozumiałem go, w końcu LM nie jest codziennie. Jednak kiedy przyjechałem na SIP zdziwił mnie fakt, że nie było tam jeszcze nikogo z piłkarzy. Postanowiłem pójść do gabinetu trenera. Kiedy otworzyłem drzwi ujrzałem jego i kilka ważnych osób z zarządu.
-Dzień dobry.-powiedziałem.-Nie chcę przeszkadzać, ale dzwonił trener i mówił, że trening jest wcześniej, Nuri zresztą też mi taką informację przekazał.
-Trening jest za godzinę. Ale chciałem się spotkać z Tobą w innej sprawie. Dostaliśmy propozycję z Manchesteru. Chcą Ciebie jako swojego zawodnika. Według nas to paranoja, ale decyzję musisz podjąć ty.-w tym momencie do pomieszczenia wszedł Cezary-mój menedżer. Porozmawiałem z nim i postanowiłem spróbować.
Nie potrafiłem się skupić na ćwiczeniu. To prawda marzyłem o grze w lidze angielskiej, ale byłem pewny, że Ania nie zgodzi się na wyprowadzkę. Nie teraz. Wróciłem do domu i nie wiedziałem jak zabrać się do tego, aby jej o tym powiedzieć. Po kolacji jak dzieci poszły do siebie, a Ania czytała jakąś książkę usiadłem na fotelu obok niej i milczałem.
-Stał się coś?-zapytała odkładając książkę na stolik.
-Nie, no co ty?-odpowiedziałem w taki sposób, że byłem już pewny, że nie uda mi się uniknąć rozmowy.
-No mów.-powiedziała z uśmiechem siadając mi na kolanach.
-Żeby to było takie proste.
-Jeju. Masz 5 lat, że nie wiesz jak sie za to zabrać? Hmm?
-Od lata gram Manchesterze.
-Hahaha. Robert wiem, że zawsze chciałeś tam grać i kiedyś na pewno będziesz, ale nie uważasz, że nie czas na żarty?
-A czy ja wyglądam jakbym żartował?!-powiedziałem trochę głośniej wstając. Ona nic się nie odezwała, dopiero po chwili milczenia powiedziała:
-Czekaj, czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że będziesz tam grał i mamy tam zamieszkać?
-No tak.
-Nie! Nie zgadzam się na to!
-Ale Ania, postaraj się mnie zrozumieć to dla mnie wielka szansa..
-Szansa dla Ciebie? A pomyślałeś o mnie, o Ann i Oskarze?
-Przecież tam też są szkoły, znajdziesz pracę, Ania proszę Cię.
-To może Cię zdziwię, bo pracy na pewno nie znajdę! Wróciłam tylko na kilka miesięcy, potem raczej nie będę mogła pracować.
-Przecież wcale nie musisz!-krzyknąłem czego od razu pożałowałem.
-Nie podnoś na mnie głosu. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać! Śpisz w gościnnym czy w sypialni? Bo nie wiem gdzie się położyć.-nie odpowiedziałem, zrobiłem tylko proszącą minę w jej kierunku.-Skoro nie odpowiadasz to miłej nocy w gościnnym.-powiedziała ze złością i poszła na górę, a ja zrezygnowany usiadłem na sofie.

____________________________________________________________________
Przez Was musiałam wszystko zmienić. Wszystkie pisałyście, żeby Ania przeżyła,
więc proszę. :) Ale od razu mówię, że nie cały czas będzie słodko i kolorowo.
Będą spięcia i kłótnie tak jak powyższym rozdziale. :)
Jutro dodam nowy rozdział, ale pod warunkiem, że będzie co najmniej 7 komentarzy.
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 11

Ania
Dzisiejsze popołudnie spędzałam w samotności. Borussia grała mecz i wszyscy moi przyjaciele i rodzina pojechali kibicować żółto-czarnym. Marta i Mila chciały ze mną zostać, ale kategorycznie im zabroniłam.
Ja ze względu na stan zdrowia mecz oglądać miałam w telewizji. Jednak czym bliżej było do jego początku mnie bardziej nachodziły wspomnienia.
Dzień, w którym poznałam Roberta, później urodziny Sławka, na których poznałam prawdziwe ja mojego męża. Wspólne wakacje, przeprowadzka do Dortmundu, zaręczyny, wiadomość o tym, że nie mogę mieć dzieci, ślub. Ostatni wypoczynek nad polskim morzem i decyzja o adopcji Ann i Oskara. Postanowiłam jeszcze raz przejrzeć listy do moich najbliższych. Wyjęłam kopertę zaadresowaną do Roberta i podarłam ją w małe kawałeczki. Wyjęłam nową kartkę i po raz kolejny zaczęłam pisać:

Kochany Robercie!
Nie mam pojęcia dlaczego los chciał, abym nie mogła być z Tobą dłużej. Jednakże pragnę, aby Twoje wspomnienia o mnie sięgały tylko chwil spędzonych w radości i szczęściu. Nie posiadam wiele rzeczy, które mogę po sobie zostawić. Chyba czymś jedynym wartościowym jest moja miłość do Ciebie. Wiedz, że ona nigdy nie wygaśnie. Zawsze będę Cię kochać, wspierać i pomagać w trudach. Bardzo chciałabym, żebyś nadal opiekował się Ann i Oskarem. Spójrz ile radości wnieśli do naszego codziennego życia.
Moją jedyną prośbą do Ciebie jet to, abyś ułożył sobie życie. Pragę oglądać Cię szczęśliwego. Nie chcę widzieć jak mnie opłakujesz. Proszę. Myśl tylko o przyszłości, nowych celach i marzeniach.
Jestem pewna, że odnajdziesz kogoś godnego siebie. Kogoś kogo pokochasz z pełną wzajemnością.
Zobaczysz, że za kilka lat będziesz grał w najlepszym klubie świata. Zostaniesz najlepszym piłkarzem, wszystkie Twoje marzenia się spełnią.
Pamiętaj tylko o jednym, aby tego doświadczyć nie musisz nikogo udawać i naśladować. Bądź po prostu sobą. Robertem Lewandowskim, idealnym i pełnym radości człowiekiem.

                                                                                                                   Ania.

Łzy mimowolnie płynęły mi z oczu. Świadomość mojej śmierci rozrywała mnie na strzępy. Może to już pora? Może to moje ostatnie chwile? Moje myśli przerwał dzwoniący telefon. Jak się okazało dzwonił mój lekarz prowadzący. Przepraszał i wyjaśniał. Jednak do mnie nie docierało to co mówił. Błędna diagnoza? Jak to możliwe?


Robert
Mecz nie był spełnieniem marzeń. Wygraliśmy 2:1, ale mieliśmy świadomość, że mogło być jeszcze lepiej. Od razu po meczu razem z rodziną pojechałem do domu do mojej Ani. Kiedy weszliśmy do środka przywitała nas głucha cisza. Szukałem Ani we wszystkich zakamarkach domu, ale nigdzie jej nie było. Zauważyłem, że w garażu nie ma samochodu. Dzwoniłem do niej, ale bez skutku. Nie odbierała. Na myśl przychodziły mi tylko najgorsze scenariusze. Przecież nie mogła prowadzić żadnych pojazdów. W jej stanie było to zabronione. Obdzwoniłem wszystkich przyjaciół, znajomych, nigdzie jej nie było. W pewnym momencie drzwi od domu otworzyły się, a w nich stanęła Ania. Od razu do niej podbiegłem i mocno przytuliłem. Tak strasznie się o nią bałem. Gdy uwolniliśmy się z uścisku Ania popatrzyła znacząco na wszystkich obecnych w naszym domu. Oni uciszyli się i spoglądali tylko na nią.
-Kochani, muszę Wam coś powiedzieć. Byłam właśnie na wizycie u doktora Hoffmana i powiedział mi, że...

_____________________________________________________________________
Jeśli czytacie to komentujcie :)
Kolejny rozdział jutro. :* Do zobaczenia ;)

Chcecie nowe rozdziały codziennie?

Skończyłam już pisać rozdziały do tego opowiadania, więc jeśli chcecie to mogę dodawać je po jednym codziennie. 
Jak chcecie, aby tak było to zostawiajcie komentarz? Jeśli będzie ich co najmniej 4-5 to dodaję rozdział codziennie. :)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Nowe opowiadanie

Zapraszam Was na moje nowe opowiadanie. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i będziecie czytać równie chętnie jak to. :) Pozdrawiam i zostawiam link:
http://bvb-ada-story.blogspot.com/

Rozdział 10

http://www.youtube.com/watch?v=vi-oWtpPmQ0-WŁĄCZ ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ
Robert

Układa nam się znakomicie. Udało nam się stworzyć z Anią ciepły i radosny dom dla Ann i Oskara. Nasze życie jest przepełnione samym szczęściem. Ja strzelam coraz więcej bramek, dostaję nowe propozycje, a Ania rozwija się w swojej pracy. Oboje spełniamy się w roli "rodziców". Udało nam się znaleźć wspólny język z Oskarem. Nawet nie sądziliśmy, że przyjdzie to nam z taką łatwością. Wystarczyło kilka szczerych rozmów. Okazało się też, że Oskar marzy o grze w BVB i dostał się do młodszej drużyny. Ania z Ann wytrwale nam kibicują i są na każdym meczu i moim i Oskara.
Można pomyśleć, że nie zmagamy się z żadnym problemem, z żadną przeciwnością, ale jest inaczej. Dwa miesiące temu dowiedzieliśmy się, że ostatnie wahania nastrojów, apatia, zaburzenia równowagi u Ani były objawami jej poważnej choroby. Moja żona cierpi na chorobę Creutzfeldta-Jakoba. Kiedy się o tym dowiedziałem nie umiałem w to uwierzyć. Ania cierpi na coś takiego? Przecież jej tryb życia, żywienia...wszystko podporządkowywała do tego, aby być zdrową. Nadal nie potrafię się z tym pogodzić i chyba nigdy tego nie zrobię. Musieliśmy powiedzieć o tym dzieciom. Oboje bardzo się tym przejęli. Jednak Oskar potrafił opanować emocje, a Ann już nie. Płakała przez kilka dni pod rząd, nie chciała jeść i z nikim oprócz Ani rozmawiać. Moja żona była dla niej kimś więcej niż osobą, która ją wychowuje.
Nie dziwiłem się Ann, bo sam ciągle miałem ochotę płakać i krzyczeć. Powstrzymywało mnie tylko to, że chciałem, aby te ostatnie miesiące były dla Ani szczęśliwe. Wiedziałem jak bardzo zależy jej na tym, abyśmy się nie załamali. Ostatnia wizyta u specjalisty Ani była dla straszna dla wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z moją żoną. Lekarz obwieścił jej, że daje jej góra 3 miesiące życia i już nie musi do niego przychodzić. Płakała przez kilka nocy, a ja razem z nią. Nie docierało do mnie to, że jej nie będzie. Nie wyobrażałem sobie tego, że nie będę mógł jej słuchać, czuć jej dotyku...tak strasznie ją kocham, a los postanowił mi ją odebrać.

Ania
Nie dociera do mnie to wszystko. Nie potrafię zrozumieć dlaczego trafiło akurat na mnie. Przecież ta choroba dotyka jednej osoby, na ponad milion. Dlaczego musiało trafić na mnie? Co zrobiłam w życiu źle?
Widzę jak ciężko jest Ann, Oskarowi i Robertowi. Każde z nich stara się dla mnie jak najlepiej. Nie chcę ich zostawiać. Nie chcę, aby cierpieli z powodu mojej śmierci. Sama kiedy doktor Hoffman mi o tym powiedział płakałam.
Ta sytuacja przytłoczyła również mojego tatę, macochę, mamę Roberta, Milenę, Sławka i wszystkich przyjaciół. Od miesiąca prawie wszyscy są u nas w Dortmundzie. Spędzają ze mną każdą chwilę.

Robert
Strasznie boję się co stanie się gdy jej już nie będzie. Oskar zapytał mnie kiedyś gdzie ich oddam po śmierci Ani. Zabolało mnie to, bo jak mógł pomyśleć sobie, że mam zamiar się ich pozbyć. Pokochałem ich jak własne dzieci, Ania również.

Dwa i pół miesiąca później
 Ania
Boję się. Strach przepełnia mnie całą już od kilku dni. Nie chcę umierać. Tak bardzo chciałabym, żeby to był tylko sen. Żebym obudziła się obok Roberta i usłyszała jego słowa : To tylko sen. Jednak tak się nie stanie.
To wszystko dzieje się naprawdę. W szafie mam już przygotowane ubrania, w których chcę zostać pochowana, a na jej dnie ułożone listy do wszystkich ważnych mi osób, do: Roberta, Ann, Oskara, taty, Marty, mamy-Iwony, Mileny, Sławka, Maro, Mario, Agaty i Igi-mojej dawnej przyjaciółki. Nie wiem dlaczego, ale chciałam jej napisać ten list, zawarłam w nim przeprosiny, wspomnienia, a także moją obecną sytuację. Nie wiem czy jej adres jest  nadal aktualny, ale mam nadzieję, że tak. Pozałatwiałam wszystkie sprawy do końca. Pozrywałam kontrakty, aby po mojej śmierci moja rodzina nie miała więcej problemów.
Chciałam, aby byli szczęśliwi, a szczególnie Robert.
_________________________________________________________________
Wiem, że nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy. Przepraszam...to nie jest
koniec tego opowiadania.

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 9

Ania
Jest piątek i  byłam zapisać Oskara do szkoły, a Ann do przedszkola. Od przyszłego tygodnia rozpoczynali naukę w nowym środowisku. Miałam nadzieję, że im się spodoba. Zaprosiliśmy na weekend rodziców, aby zapoznać ich z dzieciakami. Mama Roberta, mój tata i Marta bez wahania zgodzili się przyjechać. Bałam się trochę ich reakcji na naszą decyzję dlatego powiedziałam im o wszystkim przez telefon, żeby uniknąć niekomfortowych sytuacji. Oni jednak ucieszyli się na tą wiadomość.
Oskar pojechał z Robertem na trening, więc ja z Ann udałyśmy się na "małe" zakupy. Kupiłyśmy tylko najbardziej potrzebne rzeczy. Zeszłyśmy całą galerię handlową i udało nam się znaleźć cudowne rzeczy. Bluzki, spodnie, spódniczki, buty, łańcuszki, kolczyki, torebki i kilka innych drobiazgów. Ledwo co dodźwigałyśmy je do samochodu. W drodze powrotnej wstąpiłyśmy na trening chłopaków. Zdziwiło mnie to, że wszyscy zamiast trenować mieli po prostu labę. Robert z Oskarem siedzieli pod bramką rozmawiając z Kubą, Piszczem, Kehlem, Nurim, Marco, Mario, Matsem, Felipe oraz Kloppem. Reszta robiła coś co nie wiem czy nazwać. Ganiali się w kółko nagrywając wszystko. Podeszłyśmy do z Ann do siedzących na murawie. Mała od razu pobiegła do Roberta, który przedstawił ją kolegą i trenerowi. Cieszyłam się, że nasi przyjaciele polubili Oskara i Ann. Siedziałam tak z nimi rozmawiając o pierdołach i odruchowo spojrzałam na zegarek.
-Robert!-krzyknęłam-za godzinę na lotnisku będzie Twoja mama. Tata z Martą już na pewno są w Dortmundzie. Rusz tyłek i jedź na lotnisko, a my pojedziemy do domu!
-Kochanie, trening trwa jeszcze...
-Przecież i tak nic nie robicie. Trenerze może jechać prawda?-zapytałam uśmiechając się do Kloppa.
-Może. Chłopaki na dzisiaj koniec!-krzyknął i wstał z murawy.-Rusz dupe Lewandowski!
-Tak jest trenerze. Pa-krzyknął i pobiegł w kierunku szatni.
Ja z Ann i Oskarem poszliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy w kierunku domu. Oskar nie mógł zrozumieć tego, że nakupiłyśmy z Ann aż tyle ubrań, ale gdy mała wyjęła z jednej z toreb korki dla brata ten od razu przestał marudzić. Dojechaliśmy pod dom i zobaczyłam samochód taty. Tak jak się spodziewałam przyjechali już i jak zwykle spokojnie czekali, nawet nie dzwoniąc czemu mnie jeszcze nie ma. Kochałam ich cierpliwość. Zaparkowałam na podjeździe i wysiedliśmy z auta. Przywitałam się z nimi i przedstawiłam dzieci. Ann promieniała, ale Oskar miał lekko niepewną minę. Widać było po nim, że się bał.
Weszliśmy do domu napiliśmy się kawy i przyjechał Robert ze swoją mamą. Ann od razu znalazła wspólny kontakt z "babciami" i opowiadała im przez cały czas swoje historie za co one nie pozostawały jej dłużne.
Ja poszłam przygotować obiad, a tato, Robert i Oskar zostali w salonie.
Robert
Cieszyłem się, że nasi rodzice i przyjaciele uszanowali naszą decyzję  i polubili tą dwójkę. Jednak gdy zostałem w salonie z tatą Ani i Oksarem sam, chłopak wyraźnie jeszcze bardziej zestresował się.
-Lubisz piłkę nożną?-zapytał Zbyszek, na co Oskar mało co nie podskoczył do góry.
-Tak-odpowiedział tylko.-Pójdę pomóc Ani.-powiedział i wstał udając się do kuchni.
-Jest strasznie nieśmiały.-stwierdził tato.
-No niestety. Zupełnie przeciwieństwo Ann. Ona jest strasznie pozytywnie nastawiona do życia, cieszy ją każda rzecz, a on ciągle chodzi taki przytłoczony.Próbowałem z nim pogadać, ale nic się nie dowiedziałem.
-Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale dacie radę.
-Mam nadzieję...

____________________________________________________________________________-
Przepraszam, że taki krótki, ale jutro dodam kolejny :)
Jak obiecałam zdjęcia dzieci:




Co do meczu BVB-Real to nadal nie mogę do końca uwierzyć. Nie dość, że wygrali 4:1 to wszystkie bramki Lewego <3 Mam nadzieję, że w rewanżu również się nie dadzą :)

I tak nie piłkarsko...mój Zibi się zaręczył. Nie pozostaje nic innego jak życzyć szczęścia jemu i Joasi :)


WAŻNE

Kochani mam do Was ogromną prośbę. Jeśli możecie i oczywiście chcecie to zostawcie tu linki do swoich opowiadań. Ostatnio narobiła mi się masa zaległości w waszych blogach i nie komentowałam dlatego chcę to nadrobić. :) Z góry dziękuję i pozdrawiam.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 8

Ania
Przewróciłam się, ale nie straciłam przytomności. Do mieszkania wszedł Robert i spanikowany pomógł mi wstać. Chciał już wezwać pogotowie, albo jechać chociaż do lekarza, ale udało mi się mu wybić to z głowy.
Nic mi się nie stało. Po prostu miałam gorszy dzień.  Oboje byliśmy bardzo zmęczeni, więc od razu po tym zdarzeniu poszliśmy spać.
Obudziłam się o 3 nad ranem i nie mogłam już ponownie zasnąć. Wyszłam z łóżka i siedziałam w kuchni pijąc kawę za kawą. Rozmyślałam o adopcji. W sumie nie jest to złe rozwiązanie. Moglibyśmy stworzyć szczęśliwą rodzinę, przy tym dając radość jakiemuś dziecku.
Moje myśli przerwał Robert przytulając się do mnie.
-Dzień dobry kochanie.-powiedział dając mi buziaka.
-Dzień dobry. Napijesz się kawy? Zaraz zrobię śniadanie.-powiedziałam wstając z krzesła.
-Z chęcią. Pomogę Ci.-wspólnie zrobiliśmy śniadanie i zaczęliśmy jeść.
-Robert-przerwałam ciszę panującą podczas posiłku.
-Tak?-zapytał.
-Bo ja dzisiaj sobie wszystko dokładnie przemyślałam i doszłam do wniosku, że powinniśmy zaadoptować dziecko.-na jego twarzy od razu zagościł uśmiech.-Tylko moim zdaniem nie powinien to być niemowlak.
-Dlaczego?-zapytał nie wiedząc o co mi chodzi.
-Popatrz na to z innej perspektywy. W domach dziecka są tysiące dzieci po przejściach. Każdy decydując się na adopcję wybiera jak najmłodsze, a przecież reszta też zasługuje na radość i szczęście.
-Masz rację. Jeśli chcesz to możemy pojechać po śniadaniu do domu dziecka pod Dortmundem, mam dzisiaj wolne.
-Jasne, że chcę. Idę się ubrać.-powiedziałam uśmiechając się szeroki i poszłam w kierunku garderoby. Szybko się odświeżyłam i przebrałam. Gdy zeszłam na dół czekał na mnie gotowy Robert. Udaliśmy się do samochodu Lewego i pojechaliśmy do domu dziecka. Po 40 minutach drogi byliśmy na miejscu. Już na sam widok tego miejsca robiło się przykro. Szary, obdrapany budynek i ten smutek i przygnębienie, które panowało w środku były nieprzyjemne. Na schodach siedział nastoletni chłopak, który wskazał nam drogę do gabinetu dyrektorki. Była to około 50-letnia kobieta. Wydała się być miłą osobą, ale widać było, że klimat tu panujący również się jej udzielał. Wyjaśniliśmy jej z Robertem dlaczego tu jesteśmy i czego oczekujemy. Zdziwiło mnie to, że zaproponowała nam, abyśmy już dzisiaj mogli podjąć ostateczną decyzję.
Bardzo wzruszyła mnie historia dwójki rodzeństwa, którzy są tu od dwóch lat. Chłopiec i dziewczynka. Ich matka zginęła w wypadku, a ojciec jest alkoholikiem. Dziewczynka ma na imię Ann i ma 5 lat, a chłopak nazywa się Oskar i jest w wieku 15 lat. Opiekuje się młodszą siostrą od samego początku pobytu tutaj. Poprosiliśmy dyrektorkę o spotkanie z nimi. Oboje byli zdziwieni, że chcemy się nimi zaopiekować. Oskar od razu rozpoznał Roberta i poprosił o autograf. Rozmawialiśmy z nimi przez kilka godzin. Zdecydowaliśmy, że zaadoptujemy ich obojga. Jutro mieliśmy po nich przyjechać. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. Kupiłam masę dziewczęcych ubrań i wybrałam też kilka rzeczy dla Oskara. Chcieliśmy też urządzić im pokoje i zrobić tym niespodziankę. Po ponad godzinnej dyskusji wybraliśmy z Robertem meble.Ekipa ze sklepu od razu przewiozła je do naszego domu i ustawiła.

Robert
Następnego dnia rano znowu jechaliśmy do domu dziecka. Tym razem odebrać Ann i Oskara. Nikt jeszcze nie wiedział o naszym postępie życiowym, ale chcieliśmy to załatwić bez sensacji.
Gdy tylko dojechaliśmy pod dom zobaczyliśmy małą Ann, która gdy tylko nas ujrzała pobiegła po brata. Dziewczynka wyrażała sto razy więcej entuzjazmu niż jej brat, ale nie dziwię mu się. Ma 15 lat i zapewne jest mu z tym wszystkim ciężko.
Przez całą drogę do domu moja żona i Ann rozmawiały o ubraniach. Widać wszystkie Anie tak mają.
Gdy dojechaliśmy pokazaliśmy im pokoje. Oboje bardzo się ucieszyli, bo w domu dziecka nie mieli własnych. Byłem strasznie szczęśliwy. Razem z Anią chcieliśmy zapewnić tej dwójce szczęśliwy dom...

Pokój Ann:
Pokój Oskara:


_____________________________________________________________________________
Miałam napisany kolejny rozdział, więc podzieliłam się z Wami szybciej niż planowałam :)
jest taki trochę nudny, ale nie mogłam nic innego wymyślić. Chcecie zdjęcie Ann i Oskara?

Powodzenia na testach gimnazjalnych :) ja mam nadzieję, że jakoś to przeżyję.

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 7

Zanim zaczniesz czytać włącz:http://www.youtube.com/watch?v=_9ZGpwxmnss


Robert
Ani nie było już dość długo. Doskonale rozumiałem jej potrzebę samotności i poukładania sobie wszystkiego co związane z naszą rozmową, ale to, że zajmowało jej o już ponad 3 godziny bardzo mnie zaniepokoiło i postanowiłem wyjść i jej poszukać. Obszedłem cały hotel i miejsca obok niego, ale jej tu nie było. Wyszedłem za jego teren i udałem się w stronę parku. W najbliższej uliczce zobaczyłem Anię siedzącą na ławce. Przyspieszyłem kroku, aby szybciej znaleźć się obok niej. Bez słowa usiadłem obok niej i ją przytuliłem.

Ania
Moje rozmyślania przerwała osoba, która usiadła na ławce obok mnie. Nie zainteresowałam się tym, ale gdy ten ktoś mnie przytulił od razu wiedziałam, że to Robert. Jego zapach perfum i czuły dotyk.
-Przepraszam.-powiedział tylko to jedno słowo i powtórnie zapanowała między nami cisza. Po chwili postanowiłam powiedzieć Robertowi wszystko co leży mi na sercu.
-Nie masz za co przepraszać, to chyba ja powinnam to zrobić. Wiem, że chciałeś dobrze, a jak zawsze odebrałam to inaczej i zachowałam się jak egoistka. Myślałam tylko o sobie, a przecież Ty też masz marzenia. Dużo teraz myślałam i dokładnie zastanowiłam się nad tym co powiedziałeś. Masz rację ze wszystkim. Powinniśmy poważnie zastanowić się nad adopcją. Tylko, że ja teraz nie jestem pewna czy dam radę. Nie jestem pewna tego, że jestem gotowa na bycie matką. Rozumiesz?-zapytałam prawie płacząc.
-Oczywiście, że rozumiem i jestem jak najbardziej za tym, żebyśmy to jeszcze omówili, zaplanowali. Nie musimy robić tego teraz, możemy za rok, za dwa. Jak już oboje będziemy w pełni gotowi.-uśmiechnął się i starł łzę spływającą po moim policzku.-I nie płacz już.
-Kocham Cię Robert. Strasznie Cię kocham.-zdołałam powiedzieć tylko to i mocno się do niego przytuliłam.
Bardzo cieszył mnie fakt, że Robert zaakceptował moje plany i zrozumiał, że nie jestem jeszcze gotowa na adopcję, fizycznie na pewno jestem, ale nie psychicznie.

Robert
Następnego dnia nasze wakacje dobiegły końca. Musimy wracać do Dortmundu i naszych obowiązków.
Zbliża się mecz z Realem i nie ukrywam, że Borussia ma zamiar go wybrać. Świetnie radzimy sobie w LM i mamy nadzieję na wygraną. Ania strasznie mnie wspiera za co jestem jej ogromnie wdzięczny. Gdyby nie ona to zaspałbym na kilkaset treningów i jadł same śmieciowe jedzenie.


24 kwietnia-dzień meczu BVB z Realem Madryt

Anna
Nie tylko ja, ale i wszystkie inne wags, które przybył na stadion były strasznie zestresowane. Wszystkie wiedziałyśmy, że dla chłopaków najważniejsza jest wygrana. Wspierałyśmy ich jak tylko potrafiłyśmy.
Teraz siedzimy na trybunach i oczekujemy wejścia piłkarzy na murawę. Jestem strasznie podekscytowana, serce mało co nie podskakuje mi do gardła. Drużyny wchodzą na boisko, rozbrzmiewają hymny obu drużyn, pierwszy gwizdek i rozpoczyna się mecz. Real ma lekką przewagę i dzięki niej udaje się im zdobyć prowadzenie po golu Ronaldo. Jednak nasi nie dają za wgraną i dzięki zgranej akcji piłkę do siatki kieruje Robert. Na stadionie szaleją kibice BVB. Zaraz po nim gola dla żółto-czarnych zdobywa Błaszczykowski.
Pierwsza połowa kończy się wynikiem 2:1. Jestem bardzo dumna.
Druga połowa nie zaczyna się kolorowo dla Borussi. Gola dla Realu zdobywa Ozil, a zaraz po nim ponownie Ronaldo. Do końca meczu zostało niespełna dziesięć minut. Łzy przepełniają kibiców z Dortmundu. Sytuację lekko polepsza Santana, zdobywając pięknego gola. Jednak nadal czuć niedosyt. W doliczonym czasie, ostatniej minucie tego niesamowitego meczu Reus zdobywa bramkę. Gwizdek sędziego, BVB wygrywa z Realem 4:3. Radość to mało powiedziane. Kibice popadli w wir szaleństwa. Wiwatują nazwiska, imiona, śpiewają przyśpiewki tańcząc i skacząc niczym zwierzęta.
Po meczu można było nam wejść na murawę i pogratulować chłopakom. Przywitałam się z każdym, złożyłam gratulacje i niestety musiałyśmy już iść. Po meczu nie wolno nam było iść razem z piłkarzami, tak było od zawsze na większości meczy.

Kiedy tylko wróciłam od razu udałam się do łazienki. Było mi strasznie niedobrze. Od kilkunastu minut chciało mi się wymiotować. Gdy wyszłam poczułam, że robi mi się strasznie słabo. Podparłam się o blat, ale to nic nie dało, bo po chwili upadłam na podłogę.
______________________________________________________
Rozdział nie jest idealny, ale pisałam go dzisiaj na polskim i angielskim. 
Dziękuję wszystkim komentującym, jesteście wielcy! :)
Życzę powodzenia wszystkim piszącym w przyszłym tygodniu 
egzamin gimnazjalnym. Nie wiem jak wy, ale ja już się stresuję.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 6

Anna
Do Madrytu samolot mieliśmy z samego rana. Od razu po przylocie byliśmy umówieni z Ozilem. Wywiad zajął nam niecałą godzinę. Po nim porozmawialiśmy jeszcze trochę między sobą i wyszliśmy z hotelu.
Pozostało mi jeszcze namówienie Felipe na mecz. Gdyby wrócił do Dortmundu beze mnie Rainer byłby nieźle wkurzony. Postanowiłam pozostawić jego hormony w spokoju i wybłagać kolegę o podróż do Malagi. Kiedy tylko wyszliśmy na zewnątrz zaczęłam opowiadać Felipe o tym jak bardzo chciałabym być na tym meczu i jaki on jest ważny. On od razu zrozumiał, że chcę tam po prostu jechać, ale nie specjalnie wyraził entuzjazm. Stwierdził, że ponad 500 km nie opłaca się jechać tylko na mecz. Jednak po moich błaganiach zgodził się. Dzięki Bogu, że pani na lotnisku uległa urokowi Felipe i jakimś cudem wynalazła dla nas dwa bilety do Malagi. Po 2 godzinach lotu byliśmy na miejscu. Do meczu zostało bardzo mało czasu. Zostawiliśmy bagaże w przechowalni i taksówką pojechaliśmy na stadion. Dopiero gdy zobaczyłam ludzi z biletami zorientowałam się, ze po prostu ich nie mam. Nie pozostało mi nic innego jak telefon do Marco. Przez ponad 20 minut prosiłam go, żeby coś wymyślił i nie mówił nic Robertowi. On rozłączył się i nie odbierał moich ponownych telefonów. Nie miałam pojęcia co mogłabym w takim wypadku zrobić.
Myślałam nad tym przez pewien czas stojąc na środku parkingu. Przerwał mi to Lucas, masażysta chłopaków. Miał w dłoniach dwa bilety na mecz. Rzuciłam się na niego i pobiegłam po Felipe, który znudzony siedział na ławce pod stadionem. Razem z Lucasem weszliśmy na trybuny i zajęliśmy miejsca. Dziewczyny już tam były. Ewa, Aga, Cathy, Tina, Ulla....nie miałam czasu nawet z nimi pogadać, bo zaczął się mecz. Było kilka świetnych sytuacji dla Borussi jak i dla Malagi, ale żadna z drużyn ich nie wykorzystała. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Uczucia kibiców były nijakie. Ani się nie cieszyli ani nie smucili. W końcu ani nie wygrali, ani nie przegrali. Po meczu razem z dziewczynami i Felipe czekałam na chłopaków. Wyszli z szatni w świetnych humorach, nie wiedziałam co powoduje u nich aż taką radość. Robert gdy tylko mnie zobaczył dosłownie rzucił się na mnie i mało co mnie nie udusił. Przywitałam się z resztą i przedstawiłam im mojego kolegę z pracy. Zapytałam ich dlaczego się tak szczerzą, a oni wybuchnęli jeszcze większym śmiechem. Nie tylko ja, ale i reszta dziewczyn stałyśmy z zdezorientowaną miną.
-UWAGA! UWAGA!-krzyknął Mo.-Będę ojcem!-w tym momencie wszystkie oczy były zwrócone na Lisę.
-Dlaczego nam nie powiedziałaś?!-krzyknęłam przytulając ją.-Jędzo jedna!
Jeszcze chwile "pokrzyczałyśmy" na Lisę za to, ze ukrywała to przed nami, ale gdy powiedziała, że miała to być niespodzianka złagodniałyśmy. Ja jeszcze bardziej gdy razem z Mo zapytali czy zostanę matką chrzestną. Oczywiście zgodziłam się i dowiedziałam się też, że ojcem chrzestnym ma być mój mąż.
Po chwili spostrzegłam, że nie ma Felipe. Ulla wyjaśniła mi, że kazał przekazać, ze weźmie bagaże i uda się do hotelu. Pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam w jego stronę.

http://www.youtube.com/watch?v=mHhNAE3wpA8
Tydzień później
Robert
Przez felerną kontuzję pauzuję. Postanowiłem wykorzystać ten czas i namówiłem Anię na krótki urlop. Tylko ja i ona nad polskim morzem. Oboje uwielbialiśmy tam jeździć. Od kilku lat jeździliśmy do małej miejscowości-Pogorzelica, gdzie mieliśmy swój ulubiony hotel. Zawsze przyjeżdżaliśmy tu, żeby się odstresować i odpocząć. Tak było i tym razem. Codzienne spacery po plaży, noce, kolacje i śniadanie. Piękna sielanka, która niestety dobiegała końca. Ostatniego dnia, a właściwie wieczora postanowiłem porozmawiać z Anią o naszej przyszłości. Strasznie chciałem mieć dziecko i miałem nadzieję, że ona również ma takie zdanie jak ja. Nie przeszkadzało mi to, że Ania nie może zajść w ciążę i uważałem, że możemy zaadoptować dziecko. Nie liczy się przecież to czy będziemy jego biologicznymi rodzicami. Ważne, żebyśmy się kochali i tworzyli szczęśliwą rodzinę.
-Kochanie, możemy porozmawiać?-zapytałem kiedy usiadła obok mnie lekko zestresowany.
-No jasne. Stało się coś?
-Nie. Tylko chciałem porozmawiać o naszej przyszłości.
-To znaczy? O czym konkretnie?
-O dzieciach.-wypowiedziałem trochę ciszej, bo wiedziałem, że mogę w jakiś sposób ją tym urazić.
-Robert doskonale wiesz, że nie mogę mieć dzieci! Nigdy!-krzyknęła i chciała wyjść ale ją powstrzymałem.
-Tak, wiem, ale przecież możemy zaadoptować i...
-Myślałam, że skoro wziąłeś ze mną ślub to zrozumiałeś, że po prostu nie będziemy mieć dzieci! Zaadoptować?! I co mu powiedz w przyszłości? Że gdyby nie to, że jestem bezpłodna to wcale by go z nami nie było? Czy może będziesz przez całe życie okłamywał nie tylko dziecko ale i siebie, mnie? Nawet nie wiesz jak cholernie było mi przykro gdy Mo mówił o ciąży Lisy! Widziałam jak ucieszyłeś się gdy poprosili Cię o bycie chrzestnym! Wiem, że ważne jest dla Ciebie to dziecko, ale ja Ci go nie dam! Więc jeśli chcesz to droga wolna! Jestem pewna, że chętnych na bycie z Tobą są tysiące! Z nimi na pewno będziesz szczęśliwy!-krzyczała i zaczęła płakać, wstała i założyła sweter.
-Ania, przecież nie chodziło mi o to, że....-nie dokończyłem, bo wyszła. Postanowiłem nawet za nią nie iść, bo wiedziałem, że musi pobyć sama....

Ania
Po raz kolejny poczułam to dziwne uczucie. Ból mieszał się z nienawiścią do samej siebie. Kochałam Roberta, strasznie kochałam. Wiedziałam też, że on również mnie kocha. Ale wiedziałam też, że on bardzo pragnie tego dziecka. Może nie powinnam tak krzyczeć na niego? Nie chciał przecież źle. Na pewno nie chciał mnie tym urazić. Usiadłam na ławce, musiałam sobie to wszystko przemyśleć, przeanalizować. Może Robert ma rację mówiąc o adopcji? Może na prawdę by się nam udało? Może...na każde z tych pytań nie potrafię sobie odpowiedzieć.
_______________________________________________________
Dodaję rozdział dzisiaj, bo jutro nie ma mnie cały dzień, a w czwartek
mam masę rzeczy doz robienia. Mam nadzieję, że chociaż trochę się
Wam podoba. Liczę na Wasze szczere opinie w komentarzach :)

A tu macie zdjęcie pięknych Wags z BVB. :) Poznajecie nasze Polki?

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 5

Anna
Dzień po ślubie od razu wróciliśmy do Dortmundu. Robert miał treningi, ja pracę. Nie mieliśmy czasu na jakąś podróż poślubną i na razie jej nie planujemy. Oczywiście mamy zamiar kiedyś się na nią wybrać, ale to kiedyś. Święta spędzamy w Niemczech, ze względu na mecz Robert nie mógł jechać do Polski, więc i ja postanowiłam zostać, a poza tym był to świetny pretekst do tego, żeby rodzice nas odwiedzili. Tak więc w tym roku po raz pierwszy w życiu sama organizuję święta, bo wszyscy przyjadą w Wielkanoc. Muszę się przyznać, że trochę się obawiam, bo znając mnie to mogę coś poknocić.
W sobotę Borussia grała mecz, który dzięki golom mojego męża i Piszcza wygrała. Dzięki temu, że miałam wolne mogłam być na stadionie. Po raz kolejny przekonałam się, że zostawanie po meczu i świętowanie z piłkarzami nie znaczy nic dobrego. Nie dość, że nie czułam nóg to potwornie bolała mnie głowa. Zresztą nie tylko mnie, bo prawie każdy umierał. Jednak byliśmy zmuszeni się zebrać. Była 3 nad ranem kiedy wróciliśmy do domu, a o 6 wstała. Musiałam przygotować wszystko na przyjazd rodziców i ogarnąć dom.
Na pomoc Roberta nie miałam co liczyć, bo spał jak zabity. Postanowiłam go nie budzić i poradziłam sobie sama. O 8 przebrałam się i pojechałam na lotnisko po mamę Iwonę i Milenę. Mój tata z Martą mieli przyjechać samochodem. Na lotniku chwilkę poczekałam, bo trwała odprawa, ale o 9 wszystkie byłyśmy już w domu. Robert naszykował śniadanie i gdy je zjedliśmy przyjechali moi rodzice. Marta była dla mnie kimś bardzo ważnym, traktowałam ją jak przyjaciółkę, zawsze mogłam na nią liczyć, ona na mnie też.
Razem z Iwona, Martą i Mileną przygotowałyśmy koszyczek, z którym poszedł Robert z tatą. My zostałyśmy w domu, bo chciałyśmy pogadać. Kiedy Marta pokazała zdjęcie usg mojej siostrzyczki poczułam ogromne ukucie w sercu. Żadna z nich nie wiedziała o ty, że nie mogę mieć dzieci i wolałam, żeby tak zostało, dlatego gdy poczułam, że łzy napływają mi do oczu ulotniłam się łazienki.
Wieczór spędziliśmy wszyscy razem opowiadając o ostatnich wydarzeniach z naszego życia. Widzieliśmy się na moim i Roberta ślubie, ale nie mieliśmy wtedy okazji do takich rozmów.
Następnego dnia zjedliśmy wspólne śniadanie wielkanocne i poszliśmy razem do kościoła. Po południu wybraliśmy się na spacer po mieście. Pokazaliśmy im kilka ciekawych rzeczy, a wieczorem moi rodzice musieli niestety jechać. Mama z Mileną miały samolot z samego rana, więc na noc jeszcze u nas były.
Rano Robert odwiózł je na lotnisko. Nie obyło się oczywiście bez oblewania wodą. Robert na śpiąco wziął mnie na ręce i wrzucił pod prysznic, w którym zaraz po mnie wylądowała Mila. Na mamę wylał "tylko" całe wiadro wody. Oblewaliśmy się wszyscy przez dobre 20 minut jednak musieliśmy przestać, bo została tylko godzina do samolotu.

Robert
Odwiozłem mamę i Milenę na lotnisko i wróciłem do domu.  Drzwi były zamknięte, więc poszedłem do środka przez taras. Ale ktoś, a dokładniej Ania uniemożliwiła mi drogę. No tak, mogłem się tego spodziewać. Czekała na mnie z dużą amunicją śnieżek i gdy tylko mnie zobaczyła od razu zaczęła we mnie rzucać. Postanowiłem dać jej się chwilę nad mną poznęcać, ale to tylko małą chwilkę, bo po niespełna dwóch minutach trzymałem ją na rękach z zamiarem wrzucenia w wielką zaspę, jednak ona zaczęła mnie całować i odwróciła tym moją uwagę. Po chwili byliśmy już w drodze do naszej sypialni.

Ania
Święta minęły nam bardzo fajnie, ale niestety strasznie szybko. Ja wracam do pracy, a Robert leci do Hiszpanii na mecz z Malagą. Nie znoszę kiedy nie ma go w Dortmundzie. Wolałabym, żebym mogła jeździć razem z nim. Strasznie za nim tęsknię. Nie mogę nawet lecieć obejrzeć meczu na żywo ze względu na moją pracę. Dobrze, że mam w tym tygodniu dużo do zrobienia, bo bynajmniej nie będę siedzieć sama w domu. Agata z Ewą pojechały razem z chłopakami. Cathy ma jakieś sesje, więc byłabym skazana na samą siebie.
Pracowałam w Kickerze, od niedawna magazyn ma swoją siedzibę w Dortmundzie, więc nie muszę nigdzie dojeżdżać.
We wtorek miałam do pracy na 10. Prze tym zrobiłam jeszcze małe zakupy i zdążyłam zawieść je do domu. Wchodząc do swojego biura o mało nie dostałam zawału. Wiedziałam, że czeka mnie dużo pracy, no ale aż tyle? Papiery mało co nie spadały z burka, a oprócz tego musiałam jeszcze skonsultować z grafikami projekt nowej okładki. Nie zależnie od tego czy miałam na to ochotę zajęłam się przeglądaniem papierów. Pełno nowych umów, artykuły do zaakceptowania. Po około godzinie natrafiłam na dość ciekawą propozycję dotycząc powiększenia liczby stron naszego magazynu. Chodziło o to, aby dodatkowe 10 stron poświęcić, co tydzień innemu piłkarzowi z całego świata. Bardzo spodobał mi się ten pomysł dlatego zostawiając wszystkie inne sprawy pobiegłam do gabinetu redaktora naczelnego. Rainer również był zachwycony tym pomysłem i od razu zorganizował zebranie w celu jego zatwierdzenia. Okazało się, że jego pomysłodawcą jest nasz nowy pracownik-Felipe. Miał 25 lat i na ogół wydawał się sympatyczny. Po długich rozmowach wcieliliśmy ten pomysł w życie i chcieliśmy, żeby w magazynie już w przyszłym tygodniu się pojawił. Rainer stwierdził, że najlepiej by było od razu sięgnąć po kogoś z górnej półki. Najlepiej aby był to Niemiec. Od razy wpadł mi do głowy Ozil. Poznałam go kiedyś jak był u Marco, wymieniliśmy się numerami i czasem się ze sobą kontaktowaliśmy. Wszystkim spodobała się moja propozycja, więc od razu wykonałam do niego telefon. Zgodził się, żebym razem z Felipe przyleciała do Madrytu już jutro. Zrobiliśmy więc plan naszych dziesięciu stron i pojechaliśmy każdy do siebie, bo o 5 mieliśmy już samolot. Nie zdążyłam nawet zadzwonić do Roberta, żeby mu powiedzieć, że może jakimś cudem uda mi się przy okazji być na meczu. Kiedy tylko położyłam się od razu zasnęłam.

____________________________________________________________________
Nie jest to rozdział najdłuższy, ale od dzisiaj nowe będą pojawiały co czwartek.
Za niecały miesiąc mam egzamin gimnazjalny, więc muszę się trochę poduczyć.
Sądzę, że w maju będę mogła nowe rozdziały dodawać nawet 3 razy w tygodniu, bo
szkoła już teoretycznie będzie w pewnym sensie skończona.
Zapraszam na nowe opowiadanie:http://marcin-majka-story.blogspot.com/ :)

wtorek, 2 kwietnia 2013

Ważna informacja

Postanowiłam zapytać Was o zdanie w pewnej sprawie. Wolicie żeby rozdział pojawiał się dwa razy w tygodniu i był krótszy czy raz, ale dłuższy? Bardzo zależy mi na waszej opinii co do tego i liczę na waszą pomoc. :) 
Chcę Wam również podziękować za wszystkie komentarze :) Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to piszcie o tym przy okazji komentowania i zostawiania linku do siebie :D
Pozdrawiam :)

Zostawiam Wam zdjęcie Roberta, powodzenia jutro :)